Info
Ten blog rowerowy prowadzi pjoz z miasteczka Pszczółki. Mam przejechane 3884.00 kilometrów w tym 2018.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 13.31 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 5890 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2014, Luty2 - 0
- 2013, Wrzesień2 - 0
- 2013, Sierpień1 - 0
- 2013, Lipiec3 - 0
- 2013, Czerwiec1 - 0
- 2013, Maj2 - 2
- 2013, Kwiecień1 - 2
- 2012, Grudzień1 - 1
- 2012, Październik1 - 0
- 2012, Wrzesień1 - 0
- 2012, Czerwiec2 - 1
- 2012, Maj1 - 0
- 2012, Kwiecień1 - 0
- 2012, Luty2 - 0
- 2012, Styczeń2 - 0
- 2011, Grudzień4 - 1
- 2011, Październik1 - 0
- 2011, Wrzesień3 - 0
- 2011, Sierpień1 - 0
- 2011, Lipiec3 - 0
- 2011, Czerwiec3 - 0
- 2011, Maj1 - 0
- 2011, Kwiecień1 - 0
Grudzień, 2012
Dystans całkowity: | 160.00 km (w terenie 100.00 km; 62.50%) |
Czas w ruchu: | 15:50 |
Średnia prędkość: | 10.11 km/h |
Maksymalna prędkość: | 45.00 km/h |
Liczba aktywności: | 1 |
Średnio na aktywność: | 160.00 km i 15h 50m |
Więcej statystyk |
- DST 160.00km
- Teren 100.00km
- Czas 15:50
- VAVG 10.11km/h
- VMAX 45.00km/h
- Temperatura 0.0°C
- Sprzęt Magnum Destiny
- Aktywność Jazda na rowerze
Nocna Masakra 2012 - Resko
Sobota, 15 grudnia 2012 · dodano: 21.12.2012 | Komentarze 1
I stało się pojechaliśmy całą paczką do Reska. Ja z Jackiem na start 200km rowerem, Witek 100km pieszo, Kamila trasa mieszana 50km z buta i 100km rower.
Zimno: -8st.C, ale jutro ma być odwilż.
Podczas jazdy autem okazuje się, że im bliżej Reska tym śniegu więcej leży, jakoś psychicznie nie byłem na to nastawiony, a po lasach 20-30cm śniegu sobie leży.
Spd-y zdjęte, startuję po ubiegłorocznych doświadczeniach w wysokich butach na platformowych pedałach. Jacek na kolcach będzie jechał, a mi się nawet moich zimówek nie chciało założyć z klocami na śnieg.
Dojeżdżamy do bazy po 1-wszej w nocy, duża sala prawie wszyscy śpią. Po pogawędkach, podjedzeniu i popiciu co nieco kładziemy się.
Pobudka ok. 9-tej i do stołówki. Stasiej dotarł wczoraj, spotykamy się na stołówce i spoglądamy na pogodę. Mżawka jakaś, ludzie chodzą okrakiem - ślisko musi być zatem.
Ok. 16.20 Daniel omawia trasę i po tym rozdaje mapy.
Po krótkiej analizie i jak się okazuje braku jeszcze na trasie PK10, jedziemy jak większość na PK7. Troszkę za daleko trafiamy, z Wikim który trochę z nami się kula. Wszyscy się kulamy - jest ciężko po tym grzęznącym śniegu. Może mi trochę lżej, mam tego dnia jakąś niespożytą energię i do połowy trasy jadę z dużym zapasem sił. W końcu docieramy do PK7, następnie PK9. Tam przed nami śmigają Trolle. Nasz plan trochę się wali, bo planowana wcześniej droga jest całkowicie zawalona śniegiem, więc dalej tniemy (a właściwie zamulamy po brei).
Chcąc nie chcąc lądujemy po raz drugi w Starej Dobrzycy. Jacek namawia do rozdzielenia się, ale wcale nie mam ochoty, w dwójkę w tych warunkach będzie łatwiej. Postanawiamy trochę pośmigać asfaltem na Starogard i Łobeź, biorąc PK z krótszymi dojazdami po śniegu. Zaliczamy po kolei PK14,13,15,16,5,6,10.
Najlepsze, że mimo zdobytego już PK9, ciągle mówię Jackowi żeby na niego jechać i tak ze 3 razy. Dopiero kiedy Jacek odwrócił mi mapę o 180st. okazało się, że 6 to 9, a 9 to 6 i stąd nie mogliśmy się dogadać.
Bardzo efektownym PK okazała się trójkątna skarpa, w nocy wyglądała podświetlona czołówkami jak piramida. Oczywiście trzeba było się na nią wdrapać, żeby punkt podbić na karcie. Trochę więcej czasu zajęło nam szukanie PK na Pd. brzegu skarpy, po kilku próbach okazało się, że nie widzieliśmy lampionu z drugiej strony drzewa, przy którym prawie stały nasze rowery.
Dłuższe jazdy asfaltem trochę mnie chłodziły i to bardziej niż oczekiwanie czasem na Jacka, którego rower nie chciał jechać w grząskim śniegu, mimo że Jacek dawał z siebie wszystko. Gorąco zrobiło się dopiero jak zarzuciło mnie przy podjeździe na asfalcie, który okazał się oblodzoną szklanką. Dodatkowo zaczęliśmy "łapać oko" i w pewnym momencie czuję jak łapię pobocze zasypiając. Podjęliśmy wspólnie decyzję, że skoro jest jeszcze czas to powinno się udać na powrocie wyhaczyć PK10, którego Daniel wcześniej nie zdążył rozstawić. Buszowanie poza asfaltem i schowanie w lesie znowu nas rozgrzało. Nieliczne ślady jednego rowerzysty i butów piechura trochę pomagają nas doprowadzić do celu. Jak się później okazało byliśmy jedynymi rowerzystami, którzy ten PK zaliczyli, pewnie dlatego że nam się tak trasa ułożyła.
No dobra a teraz ogień w nogi i powrót do bazy. Czasu jest akurat. Myśl o dojeździe do ciepełka, prysznica i posiłku na gorąco do dała nam sił. Pedalimy ile się da, tzn. na ile nam sił zostało i docieramy do bazy 10min. przed upływem limitu czasu.
Nasz wynik okazał się na tyle dobry, że zdobywamy 9PK na 16. Najlepszym wynikiem było osiągnięcie Wojtka 10/16. Jesteśmy bardzo zadowoleni - przetrwaliśmy, zajmując 4 miejsce tuż za Troll-Teamem.
Przejechane 160km, pożarte 6 batonów, 2 pomarańcze, ok. 2 litry płynów (w tym bidon 0,7, kawa z termosiku mini 0,2, napój z kofeiną i tauryną 0,2, Neste green tea 0,5).
Dzięki Jacek za towarzystwo - wykonaliśmy kawał dobrej roboty.
Rzut trasy: