Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi pjoz z miasteczka Pszczółki. Mam przejechane 3884.00 kilometrów w tym 2018.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 13.31 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy pjoz.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Rajdy MTBO niepucharowe

Dystans całkowity:576.00 km (w terenie 385.00 km; 66.84%)
Czas w ruchu:49:39
Średnia prędkość:11.60 km/h
Maksymalna prędkość:50.00 km/h
Suma kalorii:4000 kcal
Liczba aktywności:6
Średnio na aktywność:96.00 km i 8h 16m
Więcej statystyk
  • DST 120.00km
  • Teren 80.00km
  • Czas 08:00
  • VAVG 15.00km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Sprzęt Magnum Destiny
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mistrzostwa Polski w Rowerach terenowych o Puchar Przezesa PGNiG

Piątek, 20 września 2013 · dodano: 03.10.2013 | Komentarze 0

W tym roku, w nieco innym składzie, zaplanowaliśmy udział w Mistrzostwach Polski w Rowerach Terenowych o Puchar Prezesa PGNiG. Po zajętym 10-tym miejscu w zeszłym roku przyszła pora na dogrywkę i próbę przełamania potęgi zawodników PGNiG i Polskiej Spółki Gazowniczej. Jako team 3 osobowy: Kazimierz, Ignacy i ja, próbujemy swoich sił. Trochę przerażenie w grupie widzę na myśl o ok.70km jednego dnia, 40km drugiego i w tym wyścig w sprincie.

Team firmowy Gaz-System © pjoz

Mało tego, wszędzie pogoda a u nas nie przestawał padać deszcz i zapowiadały się 2 dni jazdy w błocie. Byliśmy na deszcz przygotowani, choć morale spadały. Przy rannym przeglądzie sprzętu okazuje się, że w moim tylnym kole są 3 dziury!
Uszczelnianie opony UST po wymianie dziurawej © pjoz

Dobrze, że teraz, a nie na wyścigu. Na szczęście miałem zapas bezdętkowej opony, którą jeszcze trzeba było szybko wymienić i jedziemy na trasę. Tempo średnio-szybkie, tylko na początku 25km/h, ale po 5km jazdy spada do 15tu po sekcjach kałuż w lasach.
W Puszczy Augustowskiej © pjoz

Jadę sobie © pjoz


Dzień mija na zwiedzaniu okolicy i kontakcie z przyrodą w Dolinie Rospudy.
Święte miejsce, początkowo miejsce kultu Jaćwingów © pjoz

Dzień drugi - to po śniadaniu zawody w sprincie, po terenach głównie leśnych, a po obiedzie dodatkowe 40km rekreacyjnie.
Team firmowy Gaz-System z rowerami przed jazdą © pjoz

Odległość do ścigania śmieszna, bo tylko 4,5km, ale to oznacza jazdę na poziomie beztlenowym przez cały wyścig, czyli pełna moc od początku do końca, bez odpoczywania i wielkich strategii. Startujemy w dwóch grupach wiekowych: do i powyżej 40 lat. My z Ignacym startujemy w "młodzikach", a Kazimierz w "starszej młodzieży", ale z równie silną czołówką zawodników. Grupy są ok. 25 osobowe. Zaczynają młodsi, a po 2 min. następna grupa, oraz po kolejnych 2 min. Panie w osobnej rywalizacji.
Po sygnale noga ześlizguje mi się i wczepiam się w zatrzaski pedałów butem po drugiej lub trzeciej próbie. Po kilku szybkich machnięciach korbą ustawiam się jako 4-ty, a na 3-ciej pozycji znany mi kolega z zeszłorocznego wyścigu. Strategia prosta. Trzeba właściwie tylko jego "wciągnąć" i nie dać się reszcie dogonić, a tych dwóch z przodu można próbować przegonić w końcówce - jak oczywiście zbyt daleko nie odejdą. Przyklejam się przeciwnikowi do tylnego koła, próbując okazji na wyprzedzenie albo wymęczenie go. Po jakimś kilometrze po strasznie zrytym dziurami wypełnionymi wodą szutrze, zaraz za prostym odcinkiem wyrastają dwie wielkie na całą szerokość drogi kałuże. Tu jest okazja! - trzeba się rozdzielić, nikt nie zaryzykuje środkiem. Ja prawą stroną - bo bliżej, on lewą. Andrenalina w zenicie. Musiał być już wyczerpany, bo za drugą kałużą już nie podjął walki. Po odejściu na bezpieczną odległość wiedziałem, że muszę lekko zwolnić po tym odejściu, aby nie wypalić się zbyt wcześnie i nie stracić dorobku. Odpoczynek był tylko na szybkim zjeździe, gdzie i tak trzeba było nieco zwolnić, bo na szutrowym zakręcie można było wylecieć do sąsiedniego gospodarstwa przez płot. Jak to zwykle bywa, zaraz wyrasta dłuższy podjazd na górkę. To nie Bieszczady, tą górkę podjeżdżam na wysokiej kadencji. Puls cały czas od startu ok. 175bpm. Brakowało wystarczającej rozgrzewki przed startem, powinno być większe nawet o 10 uderzeń serca. Dalej szybko, ale z wyczuciem przez las, bo w wąskich ścieżkach kryły się zdradliwie śliskie korzenie, a cały czas padało. Z przodu już tych dwóch od któregoś zakrętu nie widziałem, ciężko było określić stratę do nich, przy ciągłym kontrolowaniu nawierzchni. Za to z konieczności, ciągle pilnowałem bezpiecznego dystansu od goniącego peletoniku. Końcówka - część po piaszczystej ścieżce i betonowe płyty z dwoma progami zwalniającymi oraz dziurami mogącymi wyrwać koło z roweru i spowodować lot kaskaderski.
Dojazd do mety © pjoz

Ale to już tylko 300m do mety i z niedowierzaniem wjeżdżam trzeci! Dojeżdża reszta teamu gdzieś w połowie stawki - nieźle jak na debiut. Nie ukrywam szczęścia, mówię: "mamy pudło" - byłem trzeci! Radość była w teamie wielka, bo nie dość, że zrobiliśmy na wszystkich wrażenie wspaniałymi strojami w barwach firmy, to wracamy z medalem.
Mam medal - brąz © pjoz


Za rok wrócimy powalczyć znowu!

Przebieg jazdy z tracków poniżej. (Kliknij w ikonkę Motoactv)

Dzień 1 trasy:

Wyścig z objazdem trasy w dzień drugi:

Dzień 2 trasy po wyścigu i obiedzie:




  • DST 71.00km
  • Teren 50.00km
  • Czas 07:50
  • VAVG 9.06km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Kalorie 4000kcal
  • Sprzęt Magnum Destiny
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kaszubska Włóczęga 2013 - Szklana Huta

Sobota, 18 maja 2013 · dodano: 02.06.2013 | Komentarze 0

Kaszubska Włóczęga 2013 - Szklana Huta
Baza rajdu w harcówce Szklana Huta. Tereny nadmorskie okolice Lubiatowa.
Wesoły samochodzik - ja kierowca i 3 koleżanki 2xKaśka + Kamila. Przynajmniej nie jest nudno w samochodzie i koszty przejazdu znacznie mniejsze.
Zapowiada się ciekawie, z dużą ilością piachu do rozjeżdżania rowerem, a dla K2 do przemierzania z buta. I sprawdziło się. Mimo, że zdjęć nie robiłem załączam kilka znalezionych w sieci.
Po rozdaniu map o godz.10-tej postanawiam ruszać sam, trzeba podszkolić mizerną nawigację, a tu naprawdę można, bo występują również PK stowarzyszone i mylne. Najpierw ułożyłem misternie plan jazdy markerem na mapie poświęcając 15min. no i w drogę.
Nie chce mi się tu rozpisywać, ale generalnie brak postępów w nawigacji, no może troszkę tylko lepiej, bo grubych błędów nie było, typu "jazda nie w tą stronę". W końcu kompas też znacznie lepszy niż poprzednio zacinający się allegrowski wynalazek.
Generalnie błąd na samym początku - za szybko podbity PK19 Wydma Lubiatowska - niestety stowarzyszony.

Wydma Lubiatowska © pjoz


Kolejny PK13 dach silosu rakiet, jakoś nie chciał się zgadzać z mapą, lokalizacja nie pasowała, wiele osób podbijała PK uważając, że to jest stowarzysz. Dojście doliną do PK wyglądało tak:

Rzeczka Bezimienna © pjoz


Napotkani towarzysze z poprzednich edycji Adam, Zbyszek, Jarek i Krzysiek. Tutaj ich pomysł - to dalsza droga nadmorska. Ja wolałem kontynuować swoje zygzaki. Teraz to już można się było rozpędzić, a po drodze pomachałem idącym znajomym K2. PK11 znaleziona dość szybko, z resztą buszowało tam sporo osób i było łatwiej. Następny PK6 ruiny dalby pomiarowej też łatwy, tam też wyjeżdżała z PK Kamila rozmyślając nad wariantami. Kolejno wg planu PK16 cmentarz ewangelicki i grób Paula Krause. Znów po drodze napotkałem Kamilę, ale wraca z drogi w którą wjeżdżam. Mówi, że straszny piach. Nie odstraszyła mnie i słusznie bo to był kawałek drogi pożarowej, więc tłumaczyłem sobie, że nie powinna być w całości taka straszna. Piach nieprzejezdny skończył się po 300m, a później to już bajka. Na trasie niedaleko mostka przy którym miała być przecinka kręcę się trochę zdezorientowany. Wkrótce dołącza Kamila, dalej jedziemy razem. Musieliśmy wybrać wariant objazdowy, bo zamierzona przecinka zarosła krzakami niemiłosiernie. Wkrótce docieramy przez pole na cmentarz, no i jest PK. PK14 troszkę też poszukiwaliśmy, bo nie pasował pierwszy znaleziony do rzeźby terenu, a ten właściwy jakoś za daleko wyglądał od drogi z drugie strony.
Kolejny PK18 Ruiny buczka mgłowego i tu niespodzianka, fajny dojazd wydmowy z korzeniami, a PK w MORZU ! Aby się odbić trza było zażyć kąpieli co najmniej do pasa. Ale to już przyjemność - dla ochłody udręczonego słońcem ciała. Gorąc coraz bardziej dokuczał mimo ślimaczego tempa jazdy. Tu bardziej trzeba było się skupiać na nawigacji niż na napieraniu jak na Harpie.
Kawałek dalej podejście na Latarnię Morską Stilo i muzeum latarnictwa, wejście dla nas darmowe (wliczone w imprezę) i stopczas 15min. na zwiedzanie. Widoki niesamowite, morze i wydmy, lasy ...
Dalej przez Sasino na Słajszewo PK15 Młynisko.
Kolejny PK12 - to już troszkę pobłądziliśmy, zbyt bardzo odjeżdżając na wschód. Trochę nie mogliśmy się zlokalizować na mapie, ale mostek przez rzeczkę wszystko wyjaśnił - nie było tak źle. Szkoda, że oczy nie widziały po drodze tego co było na wierzchu, przejechaliśmy ciut za daleko (300m), wkrótce udało się namierzyć ruiny domu.
Teraz konsternacja - mało czasu, czas wracać i wyhaczać coś po drodze. Rozstajemy się każdy realizuje plan wg własnych sił.
Mój plan był prosty, ale nieskuteczny, w końcówce Kamila okazała się Mistrzynią orientacji, a ja niestety straciłem mimo dużych sił w nogach na mozolnym szukaniu PK przy torach - kamienia na żwirowni, głaz w Choczewie. Choć wg licznika wszystko się zgadzało to niestety za bardzo zanurkowałem na zachód, oj chyba też ten upał i komary dały się we znaki, że w końcu odpuściłem. Zostało 20min. do końca plus jakiś tam stopczas, który dawał 15min zapasu. Zrezygnowany wracam do bazy, "oby się tylko poraz kolejny nie spóźnić". Udało się chociaż to, choć w tym amoku to mogłem krótszym wariantem powrócić.
Koledzy mnie powitali wiwatami - nareszcie zdążyłeś!
Hmm..., Kamila jeszcze nie dojechała. Spóźniła się 10min., ale powiększyła dorobek punktowy jeszcze o dwa dość grube wagowo PK. Znów wygrała, zażenowanie z mojej strony...

Później losowanie nagród, ogłoszenie wyników, kawa, kiełbasa, rozmowy ze znajomymi, pokazał się nawet Wojtek P., który sobie rekreacyjnie dojechał.

Super nauka nawigacji, jakiś cel zrealizowany, choć wynik słaby.
Na niebie nadchodzą czarne chmurzyska i przepowiadana burza, no i doczekaliśmy się, powrót na parking gdzie zostało auto jakieś 1,5km od bazy to było prawdziwe MTB w lesie po deszczu i już po ciemaku.
Szybkie pakowanie rowerów, dojeżdżają innym autem Kaśki i powrót do domu. Burza naprawdę niezła, Gdańsk, Gdynia i Wejherowo zlany porządnie, za to w Pszczółkach nawet nie kropnęło.
Za rok rewanż.

Przebieg trasy na mapie rastrowej topograficznej, dobry plan i jego gorsza realizacja. Dziura w mapie to efekt przemoczenia przy powrocie. (Kliknij w mapkę aby powiększyć)




  • DST 85.00km
  • Teren 85.00km
  • Czas 10:00
  • VAVG 8.50km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Sprzęt Magnum Destiny
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bieszczady Alpejczyk 2012

Piątek, 14 września 2012 · dodano: 26.10.2012 | Komentarze 0

Na Polski Branży Gazowniczej i Naftowej w Rowerach Terenowych o Puchar Prezesa PGNiG S.A. zostaliśmy wytypowani z kolegą z naszej firmy przez Dyrektora.
Baza w Czarnej k/Ustrzyk w Perle Bieszczadów.
Niestety pojechałem nie w pełni sił z chorobą i na antybiotykach, więc mocy nie było.

Przygotowanie do jazdy © pjoz


Przejechaliśmy ze Zbyszkiem rozpoznawczo jakieś 30km w przeddzień jazdy peletonem po Bieszczadach. To był m.in. czas na zdjęcia, a była jak się okazało wtedy najlepsza pogoda przez te kilka dni, temp. ok. 20 st. Z wycinkami map z Alpejczyka pojeździliśmy po szutrach, błocku i asfaltach robiąc sobie fotki.
Wjechaliśmy i wdrapaliśmy się z rowerem na Ostre 763m n.p.m.
Nie wszędzie dało się jechać, trakt był częściowo dla koni i gleba była zryta końskimi kopytami, do tego masa korzeni. A zjazd drugą stroną z Ostrej był jeszcze lepszy - droga z wyrębu drzewa wyorana ciągnikiem w głębokim błocie.
Ale to wszystko fajnie się wspomina.
Tu kilka fotek:
Pierwszy zrzut z konia © pjoz


Droga na szczyt Ostrej © pjoz


Na szczycie Ostrej 763 m n.p.m. © pjoz


Powrót z Ostrej © pjoz


Przykleiło się © pjoz


Jak już dojechaliśmy do asfaltu i zlokalizowaliśmy się w terenie, objechaliśmy jeszcze teren kopalni ropy naftowej w Czarnej. Naprawdę ciekawe miejsce.
Kopalnia ropy w Czarnej © pjoz


Następny dzień to 55km w terenie zwiedzanie rowerem w peletoniku, w miłym towarzystwie kolegów z branży naftowo-gazowniczej. Jazda raczej rekreacyjna z przystankami na poczęstunek i zdjęcia.
Kociołki do wypalania drzewa w Bieszczadach © pjoz

Najtrudniejsze okazały się dla mnie i Zbyszka podjazdy asfaltem długości do 10km i to nieraz z nachyleniem 20-30% bez przerwy.
Nie obyło się bez lądowania. Ja zaliczyłem glebę przez 2 dni 3 razy. Raz na zjeździe w błocie, drugi raz wkleiło mi się przednie koło zassane przez błoto. Trzeci raz na szutrze przy 40km/h wyrzuciło mnie na zjeździe na wirażu na mokrą trawę i poleciałem przez kierownicę prosto do rowu a nade mną rower leciał. Bark czułem potłuczony niesamowicie, bolał jeszcze przez kilka tygodni. Na szczęście jeździć się jakoś jeszcze dało. Gorzej zmasakrował się Zbyszek, bo z obtłuczonym mięśniem uda kilka razy był później u chirurga.
W sobotę wyścig MTB 7km sprintem po szutrach. Start o 9-tej chłodno troszkę i deszczowo. Niestety choroba dała mi się we znaki, poza tym chyba brak kondycji na kilkukilometrowym podjeździe też.
Przed startem sprint 7km © pjoz

Po 3km podjazdu i jazdy na 4-tej pozycji musiałem zejść z rowera i zrobić kilka kroków bo siły mi odeszły. Jak już przyszło co do czego to śmignęło mnie kilku mocniejszych zawodników. W rezultacie na 25 osób w swojej grupie wiekowej byłem 10-ty na mecie.
Za rok rewanż.




  • DST 100.00km
  • Teren 60.00km
  • Czas 08:29
  • VAVG 11.79km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Sprzęt Magnum Destiny
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kaszubska Włóczęga Kolano 2012

Sobota, 19 maja 2012 · dodano: 25.06.2012 | Komentarze 0

Męczarnie na Dwóch Kółkach - Trasa ok. 100 km / limit 8h, 20PK do znalezienia

Start bardziej rekreacyjny niż walka o miejsca - większe skupienie na nauce nawigacji w terenie.
Wyniki: miejsce 34/53, czas 8,5h, kara za spóźnienie (-54 pkt), 13/20PK znalezionych w tym jeden stowarzyszony, brak PK mylnych.

Trasa tak świetnie ułożona, że spóźnienie stało się celowe, wrażenia widokowe lepsze niż kilka pozycji do przodu w punktacji.

Kilka fotek:

Spęd ogólny przed startem KW 2012 Kolano © pjoz


Widok z wieży widokowej Wieżyca © pjoz


Widok z wieży widokowej Wieżyca © pjoz


Widok na zabytkową wieżę ciśnień © pjoz


PK na cmentarzu © pjoz


PK Chmielno - stopczas na zwiedzanie © pjoz


Karta startowa Kaszubska Włóczęga - Kolano 2012 © pjoz




  • DST 130.00km
  • Teren 70.00km
  • Czas 08:30
  • VAVG 15.29km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Sprzęt Magnum Destiny
  • Aktywność Jazda na rowerze

PRE-Harpagan V - Elbląg

Sobota, 10 września 2011 · dodano: 11.09.2011 | Komentarze 0

Trening Harpagana na Wysoczyźnie Elbląskiej. Spotkanie w Elblągu przy pizzerii ul.Brzozowa. Z rana lekki chłodek, ale zapowiada się słonecznie, bez opadów. Spotkało się około 37 osób. Kilku stałych bywalców z Pucharu Polski. M.in. Paweł B., Tomasz K. z żoną. Do Elbląga niedaleko, ale przysnęło mi się z rana, i trzeba było się szybko zbierać - efekt zmęczenia po piątkowej grze w piłkę nożną halową z kumplami, kwasy w nogach ledwo chodzić mogę. Dojeżdżam w końcu do Elbląga, ekipa cała już jest, za chwilę odprawa techniczna o 8.15. Parking przy pizzerii napchany, zjeżdżam obok na osiedle i rozwijam szybko sprzęt. Jestem na czas. Mapy już rozdane. Organizator objaśnia szczegóły. Szybko dostrzegam znajomych wśród słuchaczy Kamilę, Jarka, Zbyszka, Adama. Z dwoma ostatnimi postanawiamy ruszyć razem, tym bardziej, że mknęliśmy razem na Kaszubskiej Włóczędze.
Startujemy, wybierając wariant przeciwny z ruchem wskazówek zegara, rozpoczynając pętlę od dołu mapy. Ruszamy początkowo w około 10 osób, widać co niektórzy dość dobrze znali Elbląg. Do pk.2 docieramy dość szybko. Do pk.5 nienajgorzej przez Aniołowo, z piękną rzeźbą Anioła we wsi. Ten wariant okazał się trafny, bo niby krótsza droga była zawalona totalnie kleistym glutem. Odpuszczamy pk.7 kierujemy się na pk.8. Po drodze widzę Pawła B. z kumplem. Sugeruję śmigać kawałek za nimi, jadą w kierunku pk.7, droga pokrywa się na początku z kierunkiem na pk.8. Tak samo czynią 3 osoby z innej grupy. Paweł obmyślił skrót przez pole na dalszą ścieżkę, więc wszyscy łącznie z Kamilą myk przez pastucha z rowerami. Trzeba było się nieźle uwijać bo ścigały nas rozjuszone wściekłe krowy. Kupa śmiechu. Dalsza droga prowadzi w coraz gęsciejszy las, nikt przez pole nie chce wracać, ludzie buszują po lesie szukająć zarośniętych ścieżek pełnych błota, krzaczorów, pokrzyw po szyję i moczarów. Obieramy swój wariant obchodząc siatkę drucianą w lesie zchodząc coraz niżej w teren, przez gęstwiny. Paweł obrał inny wariant, jak się później okazało podobnież pokonywał z rowerem 2m siatkę!!! A my po jakimś 1km wychodzimy w końcu z pokrzyw i błocka, słysząc jakieś dźwięki piły mechanicznej, przy drodze z jumbami. Krótki popas korekcja orientacji z drwalem i dalej. Staciliśmy jakąś 1h - dużo. Docieramy w końcu do pk.8. Jest dość późno więc odpuszczamy pk.10 i 11 kierując się bardziej na "N" w stronę pk.12 (żwirownia). Stracony czas nadrabiać postanawiamy asfaltami. Wkrótce się okazuje, że najmłodszy z nas Adam odpada na asfaltach, Zbyszek zaś wytrzymuje moje spowolnione do 30km/h tępo. Kumple cisną na strasznie twardych wg mnie przełożeniach (nieergonomicznie) czując kwas w nogach. Pk.9 odpuszczamy. Trudno postanawiamy po kilku odejściach w tył Adama, zwolnić tępo aby utrzymać grupę w całości. Zbyszek się rozpędza, przejeżdzając zjazd do PK.6, fajnie mu się pędziło z górki po asfalcie, ale dzwonimy do niego coby go nawrócić. Koledzy przemęczeni, kierunki się im chrzanią, bo fajną drogę zobaczyli. Na szczęście ja odmierzam licznikiem km, jako jedyny z resztą, spoglądam na kompas, przecież ruszyliśmy na rozjeździe w innym kierunku, korygujemy kierunek, dalej dojeżdżamy już do 6. Po pk.6 na skrzyżowaniu miejscowość Pogrodzie, krótki postój. Kontaktujemy się z Jarkiem telefonicznie, a on z kumplami z tyłu za sklepem piknik sobie urządzili. Niestety Jarkowi kolanko poraz kolejny nawaliło, wracają ślimacząc się do bazy. My w planie mamy jeszcze PK.3, PK.1 po drodze do bazy. Czasu na oba jest aż zanadto, ale koledzy osłabieni. Jesteśmy w pobliżu PK.3 (jeziorko z miarką głębokości). Pzemęczeni koledzy chcą udowodnić, że jeziorko które widzimy na mapie po prawej stronie, to to samo co widzimy po drodze po lewej stronie drogi. Na dodatek spacerowicze mówią, że dalej nie mażadnego jeziorka. Nie ze mną te numery, pamiętam wieśniaków co nie pamiętają gdzie mieszkają, lepiej licz na siebie. Na mapie jezioro sporych rozmiarów, nie możliwe aby wyschło i pokazało się po drugiej stronie po 16-tu latach od daty aktualności mapy. No i pewnie, że było. Wracamy dalej z Kamilą którą też spotkaliśmy buszującą przy nie tym jeziorku. Razem jedziemy jeszcze na pk.1. Koledzy jakby trochę krzepy dostali jak zobaczyli jak Kamilka kręci korbą. Całkiem niezłe tępo trzymała i głupio im się zrobiło więc się zmotywowali. Dalej trochę pogoniliśmy na asfalcie, Kamila wkrótce za nami na krzyżówce w Elblągu. No i dziewczyna nas sprowadziła na ziemię, chcieliśmy w innym kierunku do bazy wracać, "ale guły" - fakt. Dzięki Kamila. Dojeżdżamy wszyscy do bazy, część się zmywa, reszta na pizzę i spagetti. Miła atmosfera, pogadanki. Tomasz z żoną stwierdzili jako leśnicy z zawodu, że teren zaniedbany i nienadający się na Harpa. Też porażkę zaliczyli, szukając ścieżek które były tylko na mapie i znajdując takie których na mapie nie było a były w rzeczywistości. Odpuścili sobie i na plażę do Tolkmicka udali. Co niektórzy (o ile dobrze kojarzę "Jankes") przeprawiali się wpław przez rzekę bo mostu już niestety nie było w terenie. Paweł jakiś zniesmaczony pod pizzerią, bardzo chciał soją Meridę z Rolhofem umyć przed powrotem.
Pożegnałem się z pozostałymi i powrót do domu.








  • DST 70.00km
  • Teren 40.00km
  • Czas 06:50
  • VAVG 10.24km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Sprzęt Magnum Destiny
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kaszubska Włóczęga - Leśniczówka Paraszynek Boże Pole Małe 2011

Sobota, 14 maja 2011 · dodano: 02.09.2011 | Komentarze 0

Spotkanie przy leśniczówce Paraszynek Boże Pole Małe. Późno, start ok. 12-tej w południe, ciepło i duszno się zrobiło. Dodatkowymi trudnościami są punkty mylne i stowarzyszone (za jedne jest kara punktowa za drugie połowa punktów). Z Jarkiem znajomym kolegi z pracy i jego paczką Zbyszkiem i Adamem postanawiamy ruszyć razem. Po obmyśleniu trasy zaliczyć chcemy szczyt pobliski Jelenia Góra z wieżą widokową. Nierozgrzane nogi do jazdy odmawiały posłuszeństwa wielu wprawionym kolarzom. Mi na dodatek przerzutka niewyregulowana zbyt dobrze żółwia nie chciała wrzucić przed ciężkim podjazdem, a inni skutecznie blokowali szybsze rozpędzenie rowera, więc musiałem zejść śrubami kręcić. Na domiar wszelkich trudności to jeszcze przyszło po leśnym stromym podejściu po piachu się czołgać z rowerem. W końcu wieża zdobyta, ale jak się później okazało trafiliśmy punkt stowarzyszony, właściwy był gdzieś obok. Dalsza jazda wymagała zwolnienia tępa, przynajmniej Jarka, zmuszony był oddech odzyskać.
Ten rajd był moim drugim w życiu więc nawigacji się dopiero uczyłem, a musiałem liczyć na siebie bo koledzy jeszcze bardziej się gubili. W efekcie straciliśmny sporo czasu na błądzenie i szukanie kolejnych punktów, a do tych najfajnieszych widokowo wielu niedotarliśmy wogóle np. Grota Mirachowska ze stop czasem na zwiedzanie, Mirachowo Dwór, Szczelina Lechicka - szkoda wielka.
Fajne okazały się na poligonie wojskowym Zęby Smoka - chyba zasieki przeciwczołgowe.
W jednym z miejsc okazało się że brak jest mostku który na mapie był i przez rzeczkę Łebę płytszym dnem przeprawialiśmy się na drugą stronę wpław. Kawałek dalej była zapora i mostek w remoncie po jesiennych ostatnich zniszczeniach. To przejście zaliczyliśmy w drodze powrotnej.
Z kolegą Jarkiem i jego druhem musieliśmy się pożegnać, postanowili swoim tempem jechać, my ze Zbyszkiem i Adamem ciągniemy dalej. Koło ruin PKP Zakrzewo jeden z rajdowców pochwalił się rozerwaną oponą i dętką. Wypchany bandażami od środka jechał dalej. Szukamy dalej ruin wsi Borek. Spotykamy koleżankę, która nas nieco naprowadza, jak się okazało były tam 3 punkty, prócz właściwego, stowarzyszony i mylny. Udało się namierzyć właściwy. No to wracamy, czas się kończy, może uda się jeszcze po drodze coś zahaczyć. Przy powrocie spotykamy Jarka z kolegą, jadą do punktu z którego wracamy. Podpowiadamy im co nieco. Rwiemy ile się da do bazy. Piachy po jakichś byłych terenach lotniska wojskowego nas męczą nieźle. DOcieramy do leśnej drogi i przyspieszamy, jest z górki, rozpędzamy się 35-40km/h. Trzeba być czujnym korzeni jest gdzie niegdzie wiele i ostrem kamloty. Po drodze wypatrzyłem jeszcze jeden punkt na pobliskim drzewie (całkiem przypadkowo), nawróciłem kolegów co już z przodu byli. Napieramy dalej. Sporo szutrówki po drodze, ale ciśniemy. na końcu 5km jakieś do bazy, mamy 2 warianty do wyboru, jedziemy dłuższą trasą (propozycja Zbyszka) do asfaltu i przyspieszamy. Inny wariant, który ja wybrałem krótszy lecz sporo piachu. Siłą rzeczy gnamy razem, psiocząc na jakość wybranej trasy. Nogi się palą, czasu może zabraknąć. Poginam, kumple za mną znikają za zakrętem, po drodze piechurów mijam powracających. Dotarłem kilka minut przed czasem, za chwilę pojawił się ogonek.
Przejechaliśmy 70km zdobytych połowa PK. Słabo, zważywszy że przy dobrej nawigacji cała trasa miała mieć 70km ze wszystkimi 16-toma punktami.
Za jakiś czas pojawił się Jarek i okazało się, że też oponę popruł na tym kamienistym zjeździe co z Adamem gnaliśmy.
Ogólnie rajd świetnie zaplanowany przez Akademicki Klub GDAKK i to za 10zł. Dodatkowo w cenie kiełbasa z ognicha, kawa, herbata, nagrody rzeczowe losowane. WIELKA POCHWAŁA dla organizatorów.
Rajd dał mi wiele do myślenia co poprawić w swojej nawigacji. Do mistrzów daleko jeszcze.
Fragment trasy :