Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi pjoz z miasteczka Pszczółki. Mam przejechane 3884.00 kilometrów w tym 2018.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 13.31 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy pjoz.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2013

Dystans całkowity:205.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:12:24
Średnia prędkość:16.53 km/h
Maksymalna prędkość:55.00 km/h
Suma podjazdów:2000 m
Maks. tętno maksymalne:174 (94 %)
Maks. tętno średnie:137 (74 %)
Suma kalorii:8000 kcal
Liczba aktywności:1
Średnio na aktywność:205.00 km i 12h 24m
Więcej statystyk
  • DST 205.00km
  • Czas 12:24
  • VAVG 16.53km/h
  • VMAX 55.00km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • HRmax 174 ( 94%)
  • HRavg 137 ( 74%)
  • Kalorie 8000kcal
  • Podjazdy 2000m
  • Sprzęt Magnum Destiny
  • Aktywność Jazda na rowerze

Harpagan 45 Kolbudy - wiosna 2013

Sobota, 20 kwietnia 2013 · dodano: 29.04.2013 | Komentarze 2

Harpagan 45 Kolbudy - wiosna 2013

Harpagan 45 logo © pjoz

Długo oczekiwany rajd na orientację, kultowy i do tego blisko domu bo w Kolbudach.
Tak jak się kiedyś przy piwie w Białymstoku umówiliśmy ze Stasiejem, tak też postanawiamy realizować nasz plan wspólnego startu w ramach próby i nowych doświadczeń. Stasiej dojeżdża do mnie do Pszczółek ok.20-tej w piątek, wysiadając w Tczewie z pociągu i robiąc dodatkowo trening po Żuławach.
Spotykamy się w miłej atmosferze, wcinamy jajecznicę przed wyjazdem do Kolbud, Stasiej poznaje moje rodzinne gniazdo i 3 wspaniałe kobietki pszczółkowskie.
Dopakowujemy się na samochód i dojeżdżamy do bazy 30km od domu.
Znalazło się miejsce parkingowe, jak się później okazało nie najlepsze, bo samochód był przestawiany.
Logujemy się w bazie i wbrew opiniom Adasia, który dzwonił wcześniej znaleźliśmy sporo miejsca na noclegowanie. Przywitali nas Mistrzowie W.Paszkowski i D.Śmieja, fajnie znów się spotkać. Rozłożyliśmy toboły, pobraliśmy karty startowe i wkrótce dojechał do nas jeszcze Krzysiek z Teemu PTR Dojlidy.
Ja gościnnie też mogłem w wystartować jako PTR Dojlidy Białystok.
Wieczorem ustalamy szczegóły startu podjadamy jeszcze i nawadniamy się.
Rano pobudka, ruszam się 5.15 z karimaty nawet jakoś wyspany i rześki. Ale coś mimo to nie mogę się ogarnąć z przygotowaniem do startu, szybkie podjadanie, ubieranie, robienie izotoników, rozlana kawa, jakoś zaczyna stresować. W efekcie wracam się chyba od rowera ze dwa razy - po okulary i jakiś pasek do podpięcia opatentowanego 1,1 litra bidonu Tupperware.

Kiedy wychodzę na boisko, mapy już rozdane i szukam swojego stanowiska do odbioru mapki no i Stasieja i Krzyśka.
Chwilę później Stasiej na swojej wersji mapy zaczyna markerem plan działania rysować, po krótkiej naradzie. Jak na złość zasiałem swój pisak i nici z rysowania. Po ok. 15min. startujemy. Miało być na wstępie nie za szybko. No ale koledzy dojrzeli Pawła Brudło i dawaj mu na koło usiedli no to ja też. Ale co z tego Paweł nawet na koszulce ma napis Luxtorpeda, a 40km/h na moim ciężkim sprzęcie to było na dobry początek za wiele i jakoś bez sensu. Koledzy oddalali się trochę na asfaltach, trochę podganiałem ich w terenie, byli cały czas w zasięgu ale ja musiałem się stonować nieco.
Wkrótce dojeżdżamy do PK15 o godz. 7:00 Jezioro Otomińskie - plaża.
Ekipa wyrwała dalej, Stasiej przede mną i Krzysiek obok, Wojtek Paszkowski też w pobliżu. Na wertepach Stasiejowi urywa się niby to niezniszczalny błotnik SKS, ułamał się uchwyt jak całkiem niedawno u mnie. Dodatkowo przejechał po nim Krzysiek, pojechaliśmy więc dalej. Zaglądam sobie co jakiś czas na mapkę, a koledzy naparzają. Jak się za chwilę okazuje przy wyjeździe na asfalcik wszyscy skręcają w lewo na Widlino, prawie 1km za szybko, ja trochę z tyłu zostaję więc na rozjeździe zaglądam na mapę i zastanawiam się co oni kombinują i gdzie mi teamowy kumpel zniknął, przecież mieliśmy jechać razem. No i wraca Stasiej do rozjazdu, skapował w porę błąd - więc znowu jesteśmy razem.
Dojeżdżamy do Mł.Przyjaźni i kierujemy się asfaltem na PK3 w Skrzeszewie Żukowskim - skrzyżowanie przecinek, podbijamy chipa po 33min. Kierując się na PK5 Babi Dół, napotykamy jadącego samotnie Daniela Śmieję, jakoś jeszcze chęci nie nabrał do jazdy, ale wszyscy znają jego możliwości - on i bez chęci i formy wygrywa! Ciągniemy asfaltem, a Daniel nagle jednak skręt w lewo do lasu, tak jest tam krótsza droga, ale... Przez Radunię Daniel po dwóch zwalonych obślizgłych drzewach przełazi z rowerem. Patrzę, udało mu się więc łapię rower i też chcę na drugi brzeg. Stasiej coś o lęku wysokości mi napomina i uporczywie broni się. Nie dał się namówić i dobrze, bo kiedy wróciliśmy do asfaltu dojazd był całkiem szybki niby dłuższą drogą i bez ryzykowania spadkiem z 10m do Raduni. Dojazd po 47min. Na PK5 już co niektórzy musieli zmieniać gumę.

Dalszy fragment drogi do Kiełpina to już z pamięci znałem, kiedy to z żonką w tych terenach przejażdżkowaliśmy, mostek przez tory i droga przez las znajoma. Dojeżdżamy do Bernardyna do torów troszkę się cofamy i na Leszno, potem w leśną dróżkę do PK19 (plac drzewny) - dojazd po 52min. Coś nam się czas dojazdów wydłuża, ale na asfaltach wieje i ciężko się jedzie, ponadto Stasieja kryzysy dopadają, a ja mam moc w nogach, moje zmiany na niewiele się przydają, gdy kolega siada na kole - odpada, więc dobieramy prędkość do jego tętna, które Garmin ciągle kontroluje. Jakoś zawsze sam trenuję, więc też mi doświadczenia z jazdą na kole brakuje, tym bardziej że na szosie nie jeżdżę i kieruję się raczej sygnałami swojej wydolności napierając póki siły jeszcze są, a kryzys i tak kiedyś przyjdzie.

Dojazd na PK11 sknociliśmy, nadrabiając trochę km przez PGR Wyczechowo, ale po pokonanym stromym podjeździe od torów nie chciało mi się już wracać na Egiertowo. W efekcie po 53min. zdobywamy punkt.

Do PK7 (Drozdowo,była leśniczówka) dojeżdżamy po 48min przez Egiertowo, Rybaki skręcając w lasy Szymbarka. Dalszy plan prowadzi nad Jez.Łąkie - łąka nadjeziorna PK6. Jedziemy ok.45 leśnym szutrowym zjazdem przez wieś Kaplica do asfaltu. Ale prawdziwa kaplica dopiero nadeszła gdy mijamy mostek kierując się na PK. Najpierw ciężki błotnisty podjazd - nietrafiony bo zbyt daleko na Sztorfową Hutę, potem kolejna górka do zabudowań - tyle że znów nie na ten azymut, a jezioro które gdzieś było przed chwilą w zasięgu wzroku gdzieś znikło. Potaplaliśmy się jeszcze trochę po podmokłej łące i po jeszcze jednej próbie rezygnujemy, bo za dużo czasu to zajmuje, a punkt chudy (waga 2/5). Jak się okazało później jadący przed nami Tomasz Konieczny punkt odnalazł.

Dalej z niesmakiem na Śledziową Hutę PK14 Rekownica - plac drzewny po 51min. Teraz na PK10 Niedamowo - droga leśna po 50min. Potem na PK18 Czerniki skrzyżowanie dróg po 1h, punkt jest przesunięty tak jak omawiano to przy starcie na inne skrzyżowanie bliżej asfaltu. Po drodze odpuszczamy cienkie punkty PK2 i PK4, to samo mamy zamiar zrobić z 8, która oddalona nie pasuje nam do wariantu.
Kolejne długie poszukiwanie to mamy przy PK12 Czysta Woda - polana leśna. Jakoś nie zauważamy właściwego zjazdu z leśnej drogi i poruszamy się na azymut po pobocznych przecinkach i jeżynach, po których nabyłem kolejne znamiona walki na nogach. Dojeżdżamy końcu do leśnej drogi, planując namierzanie od drugiej strony czyli od torów kolejowych. Napotykamy Marcina Nalazka, który jadąc raczej właściwą już drogą też ni miał punktu. Jadąc dalej wkrótce widzimy upragniony lampion i namiocik obsługi Harpagana. Szukaliśmy za blisko rzeki Wierzycy i w krzakach - wpadka.
Dalej śmigamy z Marcinem na PK20 nad rz.Wietcisę na skraj lasu. Znów znajome tereny, byłem tu niegdyś na 50km przejażdżcze z sąsiadem Benkiem. Przypomniały się te okoliczne wykopaliska żwirowni, z tym że my jeździliśmy asfaltem, ciekawsze tereny jak dla mnie były właśnie niżej w dolinie Wietcisy. Trzeba to będzie powtórzyć na którymś z treningów i wtedy zaliczyć ten PK8 niezdobyty w Nowym Wiecu, tym bardziej, że poruszaliśmy się czasem w odległości 15km od mojego domu. Stasiej odpuszcza przed zjazdem do żwirowni, mówi że za chwilę nas dogoni - kryzys go dopadł jeszcze większy. No cóż jadę więc z Marcinem, podbijamy punkt. Chwilę czekam na kumpla i postanawiam poleżeć na mchu. Minęło może 2 min. pojawia się Stasiej odbija się i z powrotem śmiga. Zbieram się szybko i doganiam go przy przejściu przez rzeczkę.

Kolejno jedziemy razem na PK16 Postołowo - skrzyżowanie przecinek. Znów jesteśmy razem z Marcinem i miotamy się wspólnie po rozwidleniach wiejskich dróżek. Tu na drodze leśnej dojeżdża Łukasz Drażan - Hardcore (taki napis na koszulce). Najlepszą jasnością umysłu o tej porze wykazuje się Stasiej troszkę cofając się i odnajdując drogę do punktu. (minęło 54min.) Jest godzina 16:15 a my daleko od bazy. Dojeżdżamy do PK17 po 40min., tym razem to mnie jakieś wyczerpanie łapie. Tu rozstajemy się z Marcinem, który powiątpiewa w nasz plan zdobycia w czasie PK13 nad Jez.Przywidzkim i udaje się bezpieczniej na PK9, żeby zdążyć na czas.
W Miłowie już opadam z sił, ale ciągnę, zdajemy sobie sprawę że nie zdążymy, ale będziemy walczyć o cenne minuty. W końcu każda minuta to -1 punkt, a ostatnio to nawet miałem bilans ujemny! Przez pole udajemy się w kierunku lasu.
I wtem na polu przelatuję przez kierownicę, lądując miękko, tylko że rower na mnie. W trawie ukryty był podstęp - zamaskowany ścięty pieniek. Pozbierałem się, Stasiej widzi, że mi nic nie jest, dalej napiera. Mi coś tylne koło kręcić się nie chce, łańcuch się zakleszczył. Poprawiam i dalej resztkami sił za ozyskującym jakoś siły twardzielem z PTR Dojlidy. Prowadzę rower, nie mogę jechać, a i tak nici z tej jazdy w tym terenie. Dopadamy w końcu las i dróżkę do jeziora. Właściwie są dwie, jedna to znakowany zielony Szlak Skarszewski. Na mapie nieoznaczony, a co ciekawe na starej mapie Harpa 39 (Osowa) był. Sam zjazd do jeziora okazał się e grząskim błocie i do tego piechurzy na szlaku do omijania. Zdobyliśmy ostatecznie PK po 43min. o godz.17:49. Czasu mało, Stasiej nie chce obierać wariantu objazdu jeziora, woli wspinaczkę do góry po glucie ponad kostki, z trudem ale dałem się namówić - już mi było wszystko jedno byle do asfaltu i do bazy. Szkoda, że sił u mnie nie było, Stasiej uciekł mi na tych dużych 29" kółkach, a ja się dziwię, dlaczego mi tak siły opadły.

Jak się okazało później przy przeglądzie roweru w domu, to miałem tarczę hamulcową po upadku wygiętą i na zablokowanym hamulcu cisnąłem - że tez tego nie zauważyłem, trochę by czas lepszy był, a tak mordowałem się ok.20km. Stasiej też nie mógł się bujnąć na maksa, bo napęd już mu ledwo trybił. Łańcuch co chwilę przeskoki robił przy mocniejszym depnięciu. Dojeżdżam przez Miłowo,Mierzeszyn, Buszkowy i Kolbudy. Po drodze przegania mnie Krzysiek z PTR, więc dostaję trochę motywacji i gonię go.
Wspólnie odbijamy się na mecie. Tu czeka na nas Stasiej - ma 12 min. spóźnienia, a my 24. I tak to oto nasz wspaniały dorobek uszczuplił się straszliwie, skąd ze Stasiejem wypadliśmy z 23 miejsca hen daleko na koniec, a Krzysiek wprowadzony w błąd z czasem, z czołowej 5-tki spadł na 103 pozycję i zdał sobie sprawę, że się spóźnił jak mu o tym powiedzieliśmy.

Udaliśmy się razem na myjkę za szkołą, przy okazji z węża potraktowałem buty i poranione od jeżyn, zabłocone nogi z fajnym odciskiem ze smary od blatu na łydce.

A potem to już standard, jedzenie, gadanie, rozdanie nagród, pucharów, dyplomów za 20 miejsc pucharu z roku ubiegłego. Stasiej został tym samym Dyplomowanym Orintalistą roku 2012. Gratuluję Mistrzu!

Przebieg jazdy z tracka poniżej, niestety końcówka się już nie zapisała bo bateria siadła. (Kliknij w ikonkę Motoactv)



A tu trasa w całej swej okazałości z dorysowaną końcówką na mapie rastrowej topograficznej. (Kliknij w mapkę aby powiększyć)



A tak wygląda mój dyplom ukńczenia rajdu (nie policzone są karniaki, winno być minus 24 do tego).

Harpagan 45 dyplom © pjoz


Przejechane : 205km
Spalone : 8000 kcal
Średnia prędkość z samej jazdy i tułania się z rowerem : 19,5 km/h
Tętno max/średnie z postojami : 174/137
Wypite : 5 litrów płynów, zielona herbata Lipton, soki Tymbark jabłko mięta, IsoPower, woda z cytryną i solami.
Pożarte : kanapka ze smalcem, 2 banany, 5 batonów (marsy i corny)