Info
Ten blog rowerowy prowadzi pjoz z miasteczka Pszczółki. Mam przejechane 3884.00 kilometrów w tym 2018.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 13.31 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 5890 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2014, Luty2 - 0
- 2013, Wrzesień2 - 0
- 2013, Sierpień1 - 0
- 2013, Lipiec3 - 0
- 2013, Czerwiec1 - 0
- 2013, Maj2 - 2
- 2013, Kwiecień1 - 2
- 2012, Grudzień1 - 1
- 2012, Październik1 - 0
- 2012, Wrzesień1 - 0
- 2012, Czerwiec2 - 1
- 2012, Maj1 - 0
- 2012, Kwiecień1 - 0
- 2012, Luty2 - 0
- 2012, Styczeń2 - 0
- 2011, Grudzień4 - 1
- 2011, Październik1 - 0
- 2011, Wrzesień3 - 0
- 2011, Sierpień1 - 0
- 2011, Lipiec3 - 0
- 2011, Czerwiec3 - 0
- 2011, Maj1 - 0
- 2011, Kwiecień1 - 0
- DST 170.00km
- Teren 100.00km
- Czas 12:03
- VAVG 14.11km/h
- VMAX 45.00km/h
- Temperatura 12.0°C
- Sprzęt Magnum Destiny
- Aktywność Jazda na rowerze
Harpagan 41 - Lipnica
Sobota, 16 kwietnia 2011 · dodano: 02.09.2011 | Komentarze 0
Lipnica, pierwszy rajd w życiu na orientację. Przygotowanie od marca w różnych warunkach 1500km. Zobaczymy na ile mnie stać. W bazie poznałem Tomka i Krzyśka, stałych bywalców Harpagana. Przygarnęli mnie, nie chciałem próbować w pojedynkę bez doświadczenia w rajdach orientacyjnych. Teren dość piaszczysty, z rana przymrozek, później do +15-tu stopni. Po 70km okazało się, że studnia z płynami się wyczerpała, kiełbacha za słona była i coś by się innego zjadło. Kolega z Bytowa co się do nas dołączył też odczuł brak kalorii. Ja po 80km padłem na trawie i miałem 1min. odlot, Tomka słyszę: jedziesz? bo my stygniemy, a czasu nie ma, odpoczniesz w bazie. Wstałem i dalej jazda, zatankowaliśmy w lesie z węża ogrodowego u uprzejmego mieszkańca. Długie i szybkie asfalty po 110km osłabiły kolegę z Bytowa, zjechał do sklepu odłączając się od nas. Ciekawe, że po terenie leśnym nas wyprzedzał, a asfaltem wymiękł, jazda wytrzymałościowa go wykończyła. No cóż oleju w głowie zabrakło - kanapek zapomniał wziąć, komórkę gdzieś zgubił i tylko z bidonem się wybrał.
Końcówka była zniechęcająca 3x podjazd pod górę z różnych stron i brak zdobytego punktu. Po drodze 2 kolejnych też się nie udało znaleźć. Czas się kończył niemiłosiernie. Postanawiamy jak najszybciej do asfaltu się dostać i gnać do bazy. No i odeszli mi za zakrętem, straciłem orientację, zanim zlokalizowałem się ponownie na mapie oni gnali nie patrząc na mnie. Jak się okazało mieli 2 min. w plecy, a ja 3 min. Dojechałem szczęśliwy, że ukończyłem rajd z dość dobrym wynikiem 15/20 pkt. Koledzy odpoczywali i patrzeli jak wjeżdżam, wiwatując też mój pierwszy sukces rajdowy oklaskami.
Odpoczynek był bardzo wskazany, czekolada nie pomagała na często i boleśnie łapiące skórcze, dopiero po browarze wszystko minęło. Leżąc w śpiworku na sali sportowej w szkole odsłuchałem ogłoszenia wyników i wręczenia nagród dla najlepszych. Później to już tylko twardy sen do rana i szczęśliwy powrót pięknego słonecznego poranka w niedzielę.
To było połknięcie bakcyla, resetowanie organizmu na rajdach okazało się celem na najbliższy czas.