Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi pjoz z miasteczka Pszczółki. Mam przejechane 3884.00 kilometrów w tym 2018.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 13.31 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy pjoz.bikestats.pl
  • DST 119.00km
  • Teren 60.00km
  • Czas 12:15
  • VAVG 9.71km/h
  • Temperatura 2.0°C
  • Sprzęt Magnum Destiny
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nocna Masakra Dębno 2011

Sobota, 17 grudnia 2011 · dodano: 21.12.2011 | Komentarze 1

Mój pierwszy raz na Nocnej Masakrze. Przybyłem samochodem z piechurami ok. 2:30 w sobotę. Pogoda zapowiadała się wredna wyjątkowo : padała śnieg z deszczem czasem gradem sypnęło i wiało.
Spotkaliśmy kilku znajomych w bazie m.in. Wojtka i Grześka pogadaliśmy chwilkę i rozłożyliśmy legowiska na salce sypialnej. Spało się nieźle po takiej samochodowej wycieczce. Niestety czułem na żołądku Hot-Doga z Orlena którego zjadłem nocą i jakoś cały struty jestem. Jeść mi się nie chce, ale zmuszam się trochę po kawie porannej, a w towarzystwie Witka i Kasi jest w kuchni całkiem wesoło.
Wkrótce piechurzy wybierają się na 100km, a ja sobie rowerek dostrajam i pakuję wstępnie niezbędne rzeczy, po czym kładę się jeszcze trochę żeby wypocząć. Za niedługo dojeżdża znajomy zespół Troll Team, w osłabieniu bo bez jednego Leszka.
Na korytarzu spotykam też Darka i Monikę z Bułgarskiego Centrum.
Pogoda się całkiem poprawiła, padać nie powinno, jest ok. +2 i trochę wieje.
Wkrótce organizator Daniel Śmieja zwołał ekipę i rozdał mapy.
Część ludu ruszyła w teren, część analizuje i rysuje plan jazdy. Ja też jeszcze zostaję i ruszam chyba ostatni. Ale podstawa to nie zwariować na początku - powtarzam sobie.
Trasę planuję jadąc pętlą zgodną z ruchem wskazówek zegara, poczynając od PK : nad brzegiem jeziorka skraj lasu. Dojazd nie zajął mi zbyt wiele czasu po drodze minąłem kilku rowerzystów. Byłem bardzo blisko punktu, lecz zacząłem eksplorować teren bardziej na lewo od drogi dojazdowej przez las po niezłych kałużach z resztą. No i tak miotałem się bez sensu jeszcze z kilkoma kolegami którzy dojechali. Teren był nieźle podmokły i oczywiście musiałem zamoczyć buty. Wkrótce kolega krzyczy, że znalazł, więc idziemy odbijać kartę. Teraz kolejny PK to "N" słupek ogrodzenia w lesie. Dojeżdżam dość szybko skręcam w leśną boczną dróżkę, jak się orientuję to za szybko troszkę (źle się odmierzyłem), ale dojście powinno być od drugiej strony więc jadę dalej, nie cofam się. O jest płot, nawet by się zgadzało, ale zaraz obok jest jeszcze jeden i jeszcze jeden...
Bez sensu to łażenie, trzeba wrócić i się jeszcze raz namierzyć. Spotykam Darka i Tomka PanDy z Gdańska. Też krążą bez efektu. Wracamy się odmierzyć jeszcze raz.
Patrzę na mapę jeszcze raz i wszystko jest dla mnie oczywiste. Pandy skręcają jadąc dalej drogą tak jak ona prowadzi, a ja jadę tak jak mapa prowadzi czyli dalej prosto w las, ścieżka była tylko trochę bardziej zarośnięta, niestety ciemności - a w nocy wszystko wygląda inaczej. Jest PK nareszcie, po długim poszukiwaniu.
Ustalamy, że pojedziemy na PK górkę Monte Cassino. Punkt zdobyty dość szybko, po namierzeniu azymutu kompasem i poczesaniu wspólnymi siłami górki.
Darek nalega żeby jechać nad Odrę na kolejny PK, ja nie chcę się babrać w wodzie, a tam na mapie i po wczorajszej pogodzie to same bagno się zapowiada.
Jedziemy na PK stare drzewo 20m od ruin, na mapie wygląda, że przy drodze.
Tutaj spędziliśmy wiele cennego czasu na szperaniu lasu w poszukiwaniu ruin i drzew w lesie. Podczas jazdy przed rowerami na leśnej ścieżce przebiega nam jeleń spłoszony naszą jazdą i oślepiany lampami. Niesamowite wrażenie, taki kontakt z przyrodą po ciemku w lesie. Odmierzamy się z jednej strony drogi, z drugiej strony drogi od torów i nic. Darek jedzie jeszcze raz się odmierzyć z innego miejsca, ja szperam mierząc odległości na rzekome ruiny czeszę 20m w podanym kierunku bez skutku.
Czekam jeszcze trochę na nich. Nie jadą więc spadam. To musi być jednak inna ścieżka choć z pomiarów wyglądała że ta jest dobra. Wracając spotykam jeszcze innych dwóch kolegów, którzy przed chwilą minęli jakąś przecinkę tak z ich relacji wynikało. Z mapy wygląda, że ta co skręciliśmy z Pandami jest nie pod tym kątem co być powinna, a my tam tyle grzebaliśmy. Okazuje się, że ta troszkę wcześniejsza była właściwa. Stare drzewo i lampion od razu się znalazł.
Postanawiam jechać na PK skrzyżowanie przecinki z drogą. Śmigamy wydostając się z lasu na asfalt. Jeden z kolegów przepadł w terenie, chyba zmienił wariant, jedziemy w dwójkę. Bujamy asfaltem ile nogi dają, dojeżdżamy do zamkniętej stacji benzynowej, na szczęście dobrze oświetlonej. Wyciskamy mokre skarpety, znalezionymi ręcznikami papierowymi obsuszamy stopy, pożeramy coś i dalej w drogę. Ja niestety odczuwam ciągle dolegliwości żołądkowe, ale po gazowanym Energy Drinku z kofeiną i tauryną zaczyna przechodzić, więc zjadam kawałek zabranej kiełbasy. Piję na trasie też bardzo mało jak na moje możliwości. W zupełności bidon by mi wystarczył. Z asfaltu skręcamy wkrótce w ciemną wiejską drogę, łatwy szybki punkt, po dokładnym odmierzeniu paru ścieżek. Na kolejny PK po wylocie z lasu postanawiam jechać skrótem nie wracając na asfalt. Jest na prawdę dużo mniej km, a wg mapy droga powinna być dobra. I jak dla mnie była, dla kolegi nie jak zobaczył kolejne wielkie kałuże. Niestety nie dał się namówić na dojazd tą drogą. A szkoda jak się później okazało wylądowaliśmy jeszcze gorzej. Namawia na dojazd do wsi i dalej stamtąd na kolejny PK. Dobra niech będzie bo widzę, że kolega psychicznie podupada i samymi asfaltami by chciał jechać. Dojazdówka do wsi i tak dziurawa jest i pełna kałuż, więc nic lepszego. Jest jakiś zjazd do PGR-u więc jedziemy. A tam witają nas krowy w oborze jak za czasu PRL-u takie tradycyjne nie unijne mućki, place zgnojone nawozem i wszędzie płoty - brak wyjazdu - jedynie na pole w gluto. W końcu rozpinamy zadrutowane ogrodzenie i wydostajemy się prawie do cywilizacji. Znajdujemy kawałek asfaltu i śmigamy do głównej drogi. Wychodzi na to,że takim wariantem wracamy do naszej ulubionej zamkniętej stacji benzynowej. Kolega wyraźnie ma dość - musi odpocząć. Ja tym czasem analizuję mapę, czas i odległości od najbliższych PK. Wiatr w ostatnich chwilach wzmógł na sile. Miałem plan atakować jeszcze jeden PK. Przypominam sobie ostatnie doświadczenie na Harpie42 ze spóźnieniem, widzę PK dalekie od bazy, a w nogi ciągle zimno, minęło już ponad 11h. Wystarczy, że wiatr nas osłabi, prędkość spadnie, trochę dłuższe szukanie PK i nie zdążymy powrócić na czas, a do Dębna mamy jakieś 25km, czyli jakaś 1h jazdy w tych warunkach. Wracamy. Narzuciłem na siebie wiatrówkę bo zaczęło mnie telepać od tych postojów i wiatru. Pedalimy do bazy robiąc w Dębnie na stacji benzynowej małe zakupy. Wpadamy do bazy a tam "śmichy chichy" - mają wszystko? A ja 5 PK mam, a kolega 6. Idziemy spać, koniec jazdy! Szybki prysznic i na matę.
Rano pobudka 7:30 na smaczny makaron z sosem bolońskim i spotkanie z resztą dojeżdżających. Ok. 10-tej ogłoszenie wyników wstępnych i rozdanie nagród, po czym część już wyjeżdża, część odpoczywa, a część piechurów walczy jeszcze w lesie.
Ogólnie udana impreza, bardzo dobrze przygotowana logistycznie przez Daniela, świetny ciepły posiłek, duża baza sanitarna, dobrze przygotowane mapy i trasa. Doszkoliłem swoją słabą nawigację, bo po ciemku na prawdę można się nauczyć unikania błędów, powalczyłem z samym sobą z bólem marznących mokrych stóp, przeżyłem fajną przygodę. Na pewno jeszcze wrócę na NM.





Komentarze
djk71
| 14:34 piątek, 23 grudnia 2011 | linkuj Myśmy też wyjątkowo mało pili, ciekawe czy to brak chęci, czy niechęć do zimnego :-) Tak czy owak nie było to chyba najlepsze rozwiązanie.
Fajnie było, mimo, że po ciemku świat wygląda zupełnie inaczej.

"Na pewno jeszcze wrócę na NM" - i wszystko jasne ;-)
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!