Info
Ten blog rowerowy prowadzi pjoz z miasteczka Pszczółki. Mam przejechane 3884.00 kilometrów w tym 2018.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 13.31 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 5890 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2014, Luty2 - 0
- 2013, Wrzesień2 - 0
- 2013, Sierpień1 - 0
- 2013, Lipiec3 - 0
- 2013, Czerwiec1 - 0
- 2013, Maj2 - 2
- 2013, Kwiecień1 - 2
- 2012, Grudzień1 - 1
- 2012, Październik1 - 0
- 2012, Wrzesień1 - 0
- 2012, Czerwiec2 - 1
- 2012, Maj1 - 0
- 2012, Kwiecień1 - 0
- 2012, Luty2 - 0
- 2012, Styczeń2 - 0
- 2011, Grudzień4 - 1
- 2011, Październik1 - 0
- 2011, Wrzesień3 - 0
- 2011, Sierpień1 - 0
- 2011, Lipiec3 - 0
- 2011, Czerwiec3 - 0
- 2011, Maj1 - 0
- 2011, Kwiecień1 - 0
- DST 205.00km
- Czas 12:24
- VAVG 16.53km/h
- VMAX 55.00km/h
- Temperatura 4.0°C
- HRmax 174 ( 94%)
- HRavg 137 ( 74%)
- Kalorie 8000kcal
- Podjazdy 2000m
- Sprzęt Magnum Destiny
- Aktywność Jazda na rowerze
Harpagan 45 Kolbudy - wiosna 2013
Sobota, 20 kwietnia 2013 · dodano: 29.04.2013 | Komentarze 2
Harpagan 45 Kolbudy - wiosna 2013Harpagan 45 logo
© pjoz
Długo oczekiwany rajd na orientację, kultowy i do tego blisko domu bo w Kolbudach.
Tak jak się kiedyś przy piwie w Białymstoku umówiliśmy ze Stasiejem, tak też postanawiamy realizować nasz plan wspólnego startu w ramach próby i nowych doświadczeń. Stasiej dojeżdża do mnie do Pszczółek ok.20-tej w piątek, wysiadając w Tczewie z pociągu i robiąc dodatkowo trening po Żuławach.
Spotykamy się w miłej atmosferze, wcinamy jajecznicę przed wyjazdem do Kolbud, Stasiej poznaje moje rodzinne gniazdo i 3 wspaniałe kobietki pszczółkowskie.
Dopakowujemy się na samochód i dojeżdżamy do bazy 30km od domu.
Znalazło się miejsce parkingowe, jak się później okazało nie najlepsze, bo samochód był przestawiany.
Logujemy się w bazie i wbrew opiniom Adasia, który dzwonił wcześniej znaleźliśmy sporo miejsca na noclegowanie. Przywitali nas Mistrzowie W.Paszkowski i D.Śmieja, fajnie znów się spotkać. Rozłożyliśmy toboły, pobraliśmy karty startowe i wkrótce dojechał do nas jeszcze Krzysiek z Teemu PTR Dojlidy.
Ja gościnnie też mogłem w wystartować jako PTR Dojlidy Białystok.
Wieczorem ustalamy szczegóły startu podjadamy jeszcze i nawadniamy się.
Rano pobudka, ruszam się 5.15 z karimaty nawet jakoś wyspany i rześki. Ale coś mimo to nie mogę się ogarnąć z przygotowaniem do startu, szybkie podjadanie, ubieranie, robienie izotoników, rozlana kawa, jakoś zaczyna stresować. W efekcie wracam się chyba od rowera ze dwa razy - po okulary i jakiś pasek do podpięcia opatentowanego 1,1 litra bidonu Tupperware.
Kiedy wychodzę na boisko, mapy już rozdane i szukam swojego stanowiska do odbioru mapki no i Stasieja i Krzyśka.
Chwilę później Stasiej na swojej wersji mapy zaczyna markerem plan działania rysować, po krótkiej naradzie. Jak na złość zasiałem swój pisak i nici z rysowania. Po ok. 15min. startujemy. Miało być na wstępie nie za szybko. No ale koledzy dojrzeli Pawła Brudło i dawaj mu na koło usiedli no to ja też. Ale co z tego Paweł nawet na koszulce ma napis Luxtorpeda, a 40km/h na moim ciężkim sprzęcie to było na dobry początek za wiele i jakoś bez sensu. Koledzy oddalali się trochę na asfaltach, trochę podganiałem ich w terenie, byli cały czas w zasięgu ale ja musiałem się stonować nieco.
Wkrótce dojeżdżamy do PK15 o godz. 7:00 Jezioro Otomińskie - plaża.
Ekipa wyrwała dalej, Stasiej przede mną i Krzysiek obok, Wojtek Paszkowski też w pobliżu. Na wertepach Stasiejowi urywa się niby to niezniszczalny błotnik SKS, ułamał się uchwyt jak całkiem niedawno u mnie. Dodatkowo przejechał po nim Krzysiek, pojechaliśmy więc dalej. Zaglądam sobie co jakiś czas na mapkę, a koledzy naparzają. Jak się za chwilę okazuje przy wyjeździe na asfalcik wszyscy skręcają w lewo na Widlino, prawie 1km za szybko, ja trochę z tyłu zostaję więc na rozjeździe zaglądam na mapę i zastanawiam się co oni kombinują i gdzie mi teamowy kumpel zniknął, przecież mieliśmy jechać razem. No i wraca Stasiej do rozjazdu, skapował w porę błąd - więc znowu jesteśmy razem.
Dojeżdżamy do Mł.Przyjaźni i kierujemy się asfaltem na PK3 w Skrzeszewie Żukowskim - skrzyżowanie przecinek, podbijamy chipa po 33min. Kierując się na PK5 Babi Dół, napotykamy jadącego samotnie Daniela Śmieję, jakoś jeszcze chęci nie nabrał do jazdy, ale wszyscy znają jego możliwości - on i bez chęci i formy wygrywa! Ciągniemy asfaltem, a Daniel nagle jednak skręt w lewo do lasu, tak jest tam krótsza droga, ale... Przez Radunię Daniel po dwóch zwalonych obślizgłych drzewach przełazi z rowerem. Patrzę, udało mu się więc łapię rower i też chcę na drugi brzeg. Stasiej coś o lęku wysokości mi napomina i uporczywie broni się. Nie dał się namówić i dobrze, bo kiedy wróciliśmy do asfaltu dojazd był całkiem szybki niby dłuższą drogą i bez ryzykowania spadkiem z 10m do Raduni. Dojazd po 47min. Na PK5 już co niektórzy musieli zmieniać gumę.
Dalszy fragment drogi do Kiełpina to już z pamięci znałem, kiedy to z żonką w tych terenach przejażdżkowaliśmy, mostek przez tory i droga przez las znajoma. Dojeżdżamy do Bernardyna do torów troszkę się cofamy i na Leszno, potem w leśną dróżkę do PK19 (plac drzewny) - dojazd po 52min. Coś nam się czas dojazdów wydłuża, ale na asfaltach wieje i ciężko się jedzie, ponadto Stasieja kryzysy dopadają, a ja mam moc w nogach, moje zmiany na niewiele się przydają, gdy kolega siada na kole - odpada, więc dobieramy prędkość do jego tętna, które Garmin ciągle kontroluje. Jakoś zawsze sam trenuję, więc też mi doświadczenia z jazdą na kole brakuje, tym bardziej że na szosie nie jeżdżę i kieruję się raczej sygnałami swojej wydolności napierając póki siły jeszcze są, a kryzys i tak kiedyś przyjdzie.
Dojazd na PK11 sknociliśmy, nadrabiając trochę km przez PGR Wyczechowo, ale po pokonanym stromym podjeździe od torów nie chciało mi się już wracać na Egiertowo. W efekcie po 53min. zdobywamy punkt.
Do PK7 (Drozdowo,była leśniczówka) dojeżdżamy po 48min przez Egiertowo, Rybaki skręcając w lasy Szymbarka. Dalszy plan prowadzi nad Jez.Łąkie - łąka nadjeziorna PK6. Jedziemy ok.45 leśnym szutrowym zjazdem przez wieś Kaplica do asfaltu. Ale prawdziwa kaplica dopiero nadeszła gdy mijamy mostek kierując się na PK. Najpierw ciężki błotnisty podjazd - nietrafiony bo zbyt daleko na Sztorfową Hutę, potem kolejna górka do zabudowań - tyle że znów nie na ten azymut, a jezioro które gdzieś było przed chwilą w zasięgu wzroku gdzieś znikło. Potaplaliśmy się jeszcze trochę po podmokłej łące i po jeszcze jednej próbie rezygnujemy, bo za dużo czasu to zajmuje, a punkt chudy (waga 2/5). Jak się okazało później jadący przed nami Tomasz Konieczny punkt odnalazł.
Dalej z niesmakiem na Śledziową Hutę PK14 Rekownica - plac drzewny po 51min. Teraz na PK10 Niedamowo - droga leśna po 50min. Potem na PK18 Czerniki skrzyżowanie dróg po 1h, punkt jest przesunięty tak jak omawiano to przy starcie na inne skrzyżowanie bliżej asfaltu. Po drodze odpuszczamy cienkie punkty PK2 i PK4, to samo mamy zamiar zrobić z 8, która oddalona nie pasuje nam do wariantu.
Kolejne długie poszukiwanie to mamy przy PK12 Czysta Woda - polana leśna. Jakoś nie zauważamy właściwego zjazdu z leśnej drogi i poruszamy się na azymut po pobocznych przecinkach i jeżynach, po których nabyłem kolejne znamiona walki na nogach. Dojeżdżamy końcu do leśnej drogi, planując namierzanie od drugiej strony czyli od torów kolejowych. Napotykamy Marcina Nalazka, który jadąc raczej właściwą już drogą też ni miał punktu. Jadąc dalej wkrótce widzimy upragniony lampion i namiocik obsługi Harpagana. Szukaliśmy za blisko rzeki Wierzycy i w krzakach - wpadka.
Dalej śmigamy z Marcinem na PK20 nad rz.Wietcisę na skraj lasu. Znów znajome tereny, byłem tu niegdyś na 50km przejażdżcze z sąsiadem Benkiem. Przypomniały się te okoliczne wykopaliska żwirowni, z tym że my jeździliśmy asfaltem, ciekawsze tereny jak dla mnie były właśnie niżej w dolinie Wietcisy. Trzeba to będzie powtórzyć na którymś z treningów i wtedy zaliczyć ten PK8 niezdobyty w Nowym Wiecu, tym bardziej, że poruszaliśmy się czasem w odległości 15km od mojego domu. Stasiej odpuszcza przed zjazdem do żwirowni, mówi że za chwilę nas dogoni - kryzys go dopadł jeszcze większy. No cóż jadę więc z Marcinem, podbijamy punkt. Chwilę czekam na kumpla i postanawiam poleżeć na mchu. Minęło może 2 min. pojawia się Stasiej odbija się i z powrotem śmiga. Zbieram się szybko i doganiam go przy przejściu przez rzeczkę.
Kolejno jedziemy razem na PK16 Postołowo - skrzyżowanie przecinek. Znów jesteśmy razem z Marcinem i miotamy się wspólnie po rozwidleniach wiejskich dróżek. Tu na drodze leśnej dojeżdża Łukasz Drażan - Hardcore (taki napis na koszulce). Najlepszą jasnością umysłu o tej porze wykazuje się Stasiej troszkę cofając się i odnajdując drogę do punktu. (minęło 54min.) Jest godzina 16:15 a my daleko od bazy. Dojeżdżamy do PK17 po 40min., tym razem to mnie jakieś wyczerpanie łapie. Tu rozstajemy się z Marcinem, który powiątpiewa w nasz plan zdobycia w czasie PK13 nad Jez.Przywidzkim i udaje się bezpieczniej na PK9, żeby zdążyć na czas.
W Miłowie już opadam z sił, ale ciągnę, zdajemy sobie sprawę że nie zdążymy, ale będziemy walczyć o cenne minuty. W końcu każda minuta to -1 punkt, a ostatnio to nawet miałem bilans ujemny! Przez pole udajemy się w kierunku lasu.
I wtem na polu przelatuję przez kierownicę, lądując miękko, tylko że rower na mnie. W trawie ukryty był podstęp - zamaskowany ścięty pieniek. Pozbierałem się, Stasiej widzi, że mi nic nie jest, dalej napiera. Mi coś tylne koło kręcić się nie chce, łańcuch się zakleszczył. Poprawiam i dalej resztkami sił za ozyskującym jakoś siły twardzielem z PTR Dojlidy. Prowadzę rower, nie mogę jechać, a i tak nici z tej jazdy w tym terenie. Dopadamy w końcu las i dróżkę do jeziora. Właściwie są dwie, jedna to znakowany zielony Szlak Skarszewski. Na mapie nieoznaczony, a co ciekawe na starej mapie Harpa 39 (Osowa) był. Sam zjazd do jeziora okazał się e grząskim błocie i do tego piechurzy na szlaku do omijania. Zdobyliśmy ostatecznie PK po 43min. o godz.17:49. Czasu mało, Stasiej nie chce obierać wariantu objazdu jeziora, woli wspinaczkę do góry po glucie ponad kostki, z trudem ale dałem się namówić - już mi było wszystko jedno byle do asfaltu i do bazy. Szkoda, że sił u mnie nie było, Stasiej uciekł mi na tych dużych 29" kółkach, a ja się dziwię, dlaczego mi tak siły opadły.
Jak się okazało później przy przeglądzie roweru w domu, to miałem tarczę hamulcową po upadku wygiętą i na zablokowanym hamulcu cisnąłem - że tez tego nie zauważyłem, trochę by czas lepszy był, a tak mordowałem się ok.20km. Stasiej też nie mógł się bujnąć na maksa, bo napęd już mu ledwo trybił. Łańcuch co chwilę przeskoki robił przy mocniejszym depnięciu. Dojeżdżam przez Miłowo,Mierzeszyn, Buszkowy i Kolbudy. Po drodze przegania mnie Krzysiek z PTR, więc dostaję trochę motywacji i gonię go.
Wspólnie odbijamy się na mecie. Tu czeka na nas Stasiej - ma 12 min. spóźnienia, a my 24. I tak to oto nasz wspaniały dorobek uszczuplił się straszliwie, skąd ze Stasiejem wypadliśmy z 23 miejsca hen daleko na koniec, a Krzysiek wprowadzony w błąd z czasem, z czołowej 5-tki spadł na 103 pozycję i zdał sobie sprawę, że się spóźnił jak mu o tym powiedzieliśmy.
Udaliśmy się razem na myjkę za szkołą, przy okazji z węża potraktowałem buty i poranione od jeżyn, zabłocone nogi z fajnym odciskiem ze smary od blatu na łydce.
A potem to już standard, jedzenie, gadanie, rozdanie nagród, pucharów, dyplomów za 20 miejsc pucharu z roku ubiegłego. Stasiej został tym samym Dyplomowanym Orintalistą roku 2012. Gratuluję Mistrzu!
Przebieg jazdy z tracka poniżej, niestety końcówka się już nie zapisała bo bateria siadła. (Kliknij w ikonkę Motoactv)
A tu trasa w całej swej okazałości z dorysowaną końcówką na mapie rastrowej topograficznej. (Kliknij w mapkę aby powiększyć)
A tak wygląda mój dyplom ukńczenia rajdu (nie policzone są karniaki, winno być minus 24 do tego).Harpagan 45 dyplom
© pjoz
Przejechane : 205km
Spalone : 8000 kcal
Średnia prędkość z samej jazdy i tułania się z rowerem : 19,5 km/h
Tętno max/średnie z postojami : 174/137
Wypite : 5 litrów płynów, zielona herbata Lipton, soki Tymbark jabłko mięta, IsoPower, woda z cytryną i solami.
Pożarte : kanapka ze smalcem, 2 banany, 5 batonów (marsy i corny)
- DST 160.00km
- Teren 100.00km
- Czas 15:50
- VAVG 10.11km/h
- VMAX 45.00km/h
- Temperatura 0.0°C
- Sprzęt Magnum Destiny
- Aktywność Jazda na rowerze
Nocna Masakra 2012 - Resko
Sobota, 15 grudnia 2012 · dodano: 21.12.2012 | Komentarze 1
I stało się pojechaliśmy całą paczką do Reska. Ja z Jackiem na start 200km rowerem, Witek 100km pieszo, Kamila trasa mieszana 50km z buta i 100km rower.
Zimno: -8st.C, ale jutro ma być odwilż.
Podczas jazdy autem okazuje się, że im bliżej Reska tym śniegu więcej leży, jakoś psychicznie nie byłem na to nastawiony, a po lasach 20-30cm śniegu sobie leży.
Spd-y zdjęte, startuję po ubiegłorocznych doświadczeniach w wysokich butach na platformowych pedałach. Jacek na kolcach będzie jechał, a mi się nawet moich zimówek nie chciało założyć z klocami na śnieg.
Dojeżdżamy do bazy po 1-wszej w nocy, duża sala prawie wszyscy śpią. Po pogawędkach, podjedzeniu i popiciu co nieco kładziemy się.
Pobudka ok. 9-tej i do stołówki. Stasiej dotarł wczoraj, spotykamy się na stołówce i spoglądamy na pogodę. Mżawka jakaś, ludzie chodzą okrakiem - ślisko musi być zatem.
Ok. 16.20 Daniel omawia trasę i po tym rozdaje mapy.
Po krótkiej analizie i jak się okazuje braku jeszcze na trasie PK10, jedziemy jak większość na PK7. Troszkę za daleko trafiamy, z Wikim który trochę z nami się kula. Wszyscy się kulamy - jest ciężko po tym grzęznącym śniegu. Może mi trochę lżej, mam tego dnia jakąś niespożytą energię i do połowy trasy jadę z dużym zapasem sił. W końcu docieramy do PK7, następnie PK9. Tam przed nami śmigają Trolle. Nasz plan trochę się wali, bo planowana wcześniej droga jest całkowicie zawalona śniegiem, więc dalej tniemy (a właściwie zamulamy po brei).
Chcąc nie chcąc lądujemy po raz drugi w Starej Dobrzycy. Jacek namawia do rozdzielenia się, ale wcale nie mam ochoty, w dwójkę w tych warunkach będzie łatwiej. Postanawiamy trochę pośmigać asfaltem na Starogard i Łobeź, biorąc PK z krótszymi dojazdami po śniegu. Zaliczamy po kolei PK14,13,15,16,5,6,10.
Najlepsze, że mimo zdobytego już PK9, ciągle mówię Jackowi żeby na niego jechać i tak ze 3 razy. Dopiero kiedy Jacek odwrócił mi mapę o 180st. okazało się, że 6 to 9, a 9 to 6 i stąd nie mogliśmy się dogadać.
Bardzo efektownym PK okazała się trójkątna skarpa, w nocy wyglądała podświetlona czołówkami jak piramida. Oczywiście trzeba było się na nią wdrapać, żeby punkt podbić na karcie. Trochę więcej czasu zajęło nam szukanie PK na Pd. brzegu skarpy, po kilku próbach okazało się, że nie widzieliśmy lampionu z drugiej strony drzewa, przy którym prawie stały nasze rowery.
Dłuższe jazdy asfaltem trochę mnie chłodziły i to bardziej niż oczekiwanie czasem na Jacka, którego rower nie chciał jechać w grząskim śniegu, mimo że Jacek dawał z siebie wszystko. Gorąco zrobiło się dopiero jak zarzuciło mnie przy podjeździe na asfalcie, który okazał się oblodzoną szklanką. Dodatkowo zaczęliśmy "łapać oko" i w pewnym momencie czuję jak łapię pobocze zasypiając. Podjęliśmy wspólnie decyzję, że skoro jest jeszcze czas to powinno się udać na powrocie wyhaczyć PK10, którego Daniel wcześniej nie zdążył rozstawić. Buszowanie poza asfaltem i schowanie w lesie znowu nas rozgrzało. Nieliczne ślady jednego rowerzysty i butów piechura trochę pomagają nas doprowadzić do celu. Jak się później okazało byliśmy jedynymi rowerzystami, którzy ten PK zaliczyli, pewnie dlatego że nam się tak trasa ułożyła.
No dobra a teraz ogień w nogi i powrót do bazy. Czasu jest akurat. Myśl o dojeździe do ciepełka, prysznica i posiłku na gorąco do dała nam sił. Pedalimy ile się da, tzn. na ile nam sił zostało i docieramy do bazy 10min. przed upływem limitu czasu.
Nasz wynik okazał się na tyle dobry, że zdobywamy 9PK na 16. Najlepszym wynikiem było osiągnięcie Wojtka 10/16. Jesteśmy bardzo zadowoleni - przetrwaliśmy, zajmując 4 miejsce tuż za Troll-Teamem.
Przejechane 160km, pożarte 6 batonów, 2 pomarańcze, ok. 2 litry płynów (w tym bidon 0,7, kawa z termosiku mini 0,2, napój z kofeiną i tauryną 0,2, Neste green tea 0,5).
Dzięki Jacek za towarzystwo - wykonaliśmy kawał dobrej roboty.
Rzut trasy:
- DST 200.00km
- Teren 100.00km
- Czas 12:43
- VAVG 15.73km/h
- VMAX 50.00km/h
- Temperatura 20.0°C
- Sprzęt Magnum Destiny
- Aktywność Jazda na rowerze
Harpagan 44 Redzikowo - jesień 2012
Sobota, 20 października 2012 · dodano: 26.10.2012 | Komentarze 0
Poraz kolejny na Harpaganie, ciepło warunki do jazdy idealne. Niestety znowu porażka. Zawaliłem nawigacyjnie, szukanie PK zacząłem chyba od trochę trudniejszej strony, kręcąc pętlę na południe w kierunku odwrotnym do ruchu wskazówek zegara.
Generalnie całą trasę pokonywałem sam, ze 2 razy łącząc sie w grupę do dojazdu na PK. Plan wykonywałem kolejno realizując wg zamierzeń, niestety czas lokalizacji na skutek niedokładności kontrolowania nawigacji był powolny. Dodatkowo przy jednym z PK wyjechałem za daleko kilka km i musiałem go atakować od drugiej strony.
Bardzo miło pogawędziło mi się z pewnym znajomym małżeństwem Robertem i Asią, po czym razem przeprawiliśmy się przez rzeczkę nie zdejmując butów. Ponieważ nasze plany były rozbieżne i prędkość jazdy inna, rozstaliśmy się szybko.
To była dobra decyzja dla mnie, bo między czasie przyspieszyłem tempo zdobywając 2szt. PK, a szanowne małżeństwo z wielkimi oczami dojeżdżało do tego drugiego. Coś też im nie szło mimo ich znanej precyzyjnej nawigacji.
Postanowiłem jeszcze 2 tłuste PK zdobyć, ale niestety za dobrze się jechało i pomyliłem jeden z trzech asfaltów do Bytowa, jadąc tym najbardziej oddalonym na południe pod opisami mapy. Kiedy się zorientowałem czas zaczął się szybko kompresować, pewien starszy pan we wsi wskazał mi odpowiedni dojazd do właściwego asfaltu do Dąbrówki, a z tamtąd już było już blisko na wyznaczone kolejne punkty. Kiedy zacząłem się kręcić w pobliżu zorientowałem się przy drugim odmiarze od szosy, że jest 17-ta godz. a szukane punkty właśnie zamykają, więc nie ma co szukać. Zaraz - która to godzina? K...wa 17-ta! Czas wracać!!!
Okazało się, na asfalcie, że do bazy jest 55km. Czyli właściwie już po zawodach.
Dojechałem tracąc wszystkie zdobyte 28 punktów i na koncie zostało: minus 15.
Okazało się, poraz kolejny, że trzeba patrzeć nie tylko na jedną rękę na kompas ale i na drugą na zegarek.
Na szczęście moc wrażeń i towarzystwo wspaniałego kolegi w bazie rajdu - Stasieja zrekompensowało smutek z kiepskiego wyniku. Drugie pocieszenie to to, że w szukaniu wyszedłem lepiej od szanownego małżeństwa, tylko że przybyłem 10min. po nich (czyli ten czas kiedy musiałem w sklepie się zaopatrzyć bo bym nie dał rady dojechać). A harpagana w tej edycji nikt nie zdobył, więc poziom trudności był odpowiedni i zabawa super.
Może następnym razem będzie lepiej.
- DST 85.00km
- Teren 85.00km
- Czas 10:00
- VAVG 8.50km/h
- VMAX 50.00km/h
- Temperatura 20.0°C
- Sprzęt Magnum Destiny
- Aktywność Jazda na rowerze
Bieszczady Alpejczyk 2012
Piątek, 14 września 2012 · dodano: 26.10.2012 | Komentarze 0
Na Polski Branży Gazowniczej i Naftowej w Rowerach Terenowych o Puchar Prezesa PGNiG S.A. zostaliśmy wytypowani z kolegą z naszej firmy przez Dyrektora.
Baza w Czarnej k/Ustrzyk w Perle Bieszczadów.
Niestety pojechałem nie w pełni sił z chorobą i na antybiotykach, więc mocy nie było.Przygotowanie do jazdy
© pjoz
Przejechaliśmy ze Zbyszkiem rozpoznawczo jakieś 30km w przeddzień jazdy peletonem po Bieszczadach. To był m.in. czas na zdjęcia, a była jak się okazało wtedy najlepsza pogoda przez te kilka dni, temp. ok. 20 st. Z wycinkami map z Alpejczyka pojeździliśmy po szutrach, błocku i asfaltach robiąc sobie fotki.
Wjechaliśmy i wdrapaliśmy się z rowerem na Ostre 763m n.p.m.
Nie wszędzie dało się jechać, trakt był częściowo dla koni i gleba była zryta końskimi kopytami, do tego masa korzeni. A zjazd drugą stroną z Ostrej był jeszcze lepszy - droga z wyrębu drzewa wyorana ciągnikiem w głębokim błocie.
Ale to wszystko fajnie się wspomina.
Tu kilka fotek:Pierwszy zrzut z konia
© pjozDroga na szczyt Ostrej
© pjozNa szczycie Ostrej 763 m n.p.m.
© pjozPowrót z Ostrej
© pjozPrzykleiło się
© pjoz
Jak już dojechaliśmy do asfaltu i zlokalizowaliśmy się w terenie, objechaliśmy jeszcze teren kopalni ropy naftowej w Czarnej. Naprawdę ciekawe miejsce.Kopalnia ropy w Czarnej
© pjoz
Następny dzień to 55km w terenie zwiedzanie rowerem w peletoniku, w miłym towarzystwie kolegów z branży naftowo-gazowniczej. Jazda raczej rekreacyjna z przystankami na poczęstunek i zdjęcia. Kociołki do wypalania drzewa w Bieszczadach
© pjoz
Najtrudniejsze okazały się dla mnie i Zbyszka podjazdy asfaltem długości do 10km i to nieraz z nachyleniem 20-30% bez przerwy.
Nie obyło się bez lądowania. Ja zaliczyłem glebę przez 2 dni 3 razy. Raz na zjeździe w błocie, drugi raz wkleiło mi się przednie koło zassane przez błoto. Trzeci raz na szutrze przy 40km/h wyrzuciło mnie na zjeździe na wirażu na mokrą trawę i poleciałem przez kierownicę prosto do rowu a nade mną rower leciał. Bark czułem potłuczony niesamowicie, bolał jeszcze przez kilka tygodni. Na szczęście jeździć się jakoś jeszcze dało. Gorzej zmasakrował się Zbyszek, bo z obtłuczonym mięśniem uda kilka razy był później u chirurga.
W sobotę wyścig MTB 7km sprintem po szutrach. Start o 9-tej chłodno troszkę i deszczowo. Niestety choroba dała mi się we znaki, poza tym chyba brak kondycji na kilkukilometrowym podjeździe też.Przed startem sprint 7km
© pjoz
Po 3km podjazdu i jazdy na 4-tej pozycji musiałem zejść z rowera i zrobić kilka kroków bo siły mi odeszły. Jak już przyszło co do czego to śmignęło mnie kilku mocniejszych zawodników. W rezultacie na 25 osób w swojej grupie wiekowej byłem 10-ty na mecie.
Za rok rewanż.
- DST 215.00km
- Teren 150.00km
- VMAX 50.00km/h
- Temperatura 20.0°C
- Sprzęt Magnum Destiny
- Aktywność Jazda na rowerze
Grassor - Rosnowo 2012
Sobota, 23 czerwca 2012 · dodano: 25.06.2012 | Komentarze 1
Grassor 2012 - Rosnowo TR300/24h
Najdłuższy i najbardziej wymagający po Nocnej Masakrze rajd na Orientację w terenie. Start sobota w południe, do znalezienia 24 PK Śmiejowe. Dla nie wtajemniczonych Śmiejowe znaczy trudne nawigacyjnie w porównaniu do innych imprez tego typu i nieraz z niespodziankami.
W pamięci zostanie długo szukany PK w lesie jako "Ruiny kościoła - 3 m na P-W",
znalezione przez 2h wszystkie ruiny w lesie (3 inne) prócz właściwych.
24h = ból tyłka i walka z bezsennością.
Kilka fotek z trasy:PK - kolejne punkty
© pjozRuiny młyna
© pjozBrak mostu
© pjozKościół po drodze
© pjozWieża przeciwpożarowa na szczycie góry (PK7)
© pjozPowalone drzewo
© pjoz
Wynik: 12 PK znalezione, przejechane 23h z mozolnym szukaniem PK, 215km
Pożarte: 15 batonów, płynów 6 litrów, 300g kabanosów + bułka z serem.
- DST 52.00km
- Teren 45.00km
- Czas 06:00
- VAVG 8.67km/h
- VMAX 50.00km/h
- Temperatura 15.0°C
- Sprzęt Magnum Destiny
- Aktywność Jazda na rowerze
Trzebieszowice - Złoty Stok 2012
Czwartek, 14 czerwca 2012 · dodano: 25.06.2012 | Komentarze 0
Jazda do Złotego stoku.
Taka leśna improwizacja MTB prawdziwie górskiego.
Rzeźnia błotno-korzeniowo-kamienista. Świetne tereny, spore przewyższenie z 400m do 800m w wybranej opcji. Jazda na niskich ciśnieniach w oponach bezdętkowych staje się przyjemnością, tył 1,8 bar, przód 1,6bar - efekt jak z pełną amortyzacją.
Trasa Trzebieszowice-Złoty Stok
Trasa Złoty Stok-Trzebieszowice
Fotki z trasy:Brama Zamku Na Skale
© pjozTrzebieszowice - hotel Zamek na Skale
© pjozGóra Św.Marii Radochowo
© pjozAutostrada p.poż. w górach
© pjozDrogowskazy górskie
© pjozJaskinia Radochowska
© pjozRower na górce ciężkiego podjazdu
© pjozWymagający podjazd - oj z rowera trzeba było zejść
© pjozSzlaki górskie na Parkingu leśnym
© pjozŚnieżnicki Park - tablica
© pjozDrogowskazy
© pjozPK4 - z trasy Dog Treking
© pjozKrajobrazy Złotego Stoku
© pjozSzeroki szuter leśny do endurowania
© pjozZabłocił się
© pjoz
- DST 100.00km
- Teren 60.00km
- Czas 08:29
- VAVG 11.79km/h
- VMAX 50.00km/h
- Temperatura 20.0°C
- Sprzęt Magnum Destiny
- Aktywność Jazda na rowerze
Kaszubska Włóczęga Kolano 2012
Sobota, 19 maja 2012 · dodano: 25.06.2012 | Komentarze 0
Męczarnie na Dwóch Kółkach - Trasa ok. 100 km / limit 8h, 20PK do znalezienia
Start bardziej rekreacyjny niż walka o miejsca - większe skupienie na nauce nawigacji w terenie.
Wyniki: miejsce 34/53, czas 8,5h, kara za spóźnienie (-54 pkt), 13/20PK znalezionych w tym jeden stowarzyszony, brak PK mylnych.
Trasa tak świetnie ułożona, że spóźnienie stało się celowe, wrażenia widokowe lepsze niż kilka pozycji do przodu w punktacji.
Kilka fotek:Spęd ogólny przed startem KW 2012 Kolano
© pjozWidok z wieży widokowej Wieżyca
© pjozWidok z wieży widokowej Wieżyca
© pjozWidok na zabytkową wieżę ciśnień
© pjozPK na cmentarzu
© pjozPK Chmielno - stopczas na zwiedzanie
© pjozKarta startowa Kaszubska Włóczęga - Kolano 2012
© pjoz
- DST 185.00km
- Teren 100.00km
- Czas 12:10
- VAVG 15.21km/h
- VMAX 50.00km/h
- Temperatura 12.0°C
- Sprzęt Magnum Destiny
- Aktywność Jazda na rowerze
Harpagan 43 Czarna Woda 2012
Sobota, 21 kwietnia 2012 · dodano: 06.05.2012 | Komentarze 0
W piątek pod wieczór po obiadku rodzinnym pakowanko i wyjazd do bazy - Szkoła w Czarnej Wodzie. Dzień wcześniej popsuł się licznik rowerowy, mimo napraw postanowiłem, że w Tczewie przed zamknięciem sklepu kupię jednak nowy licznik markową Sigmę. Dojazd do bazy spokojnie coby mandatów nie zaliczyć. Obok szkoły parking, a tam koledzy - Zbyszek z pracy i kilku znajomych z poprzednich edycji, dojechał też Wojtek P. z plecakiem ze stacji PKP. Po montażu licznika i rozładunku gratów, poszedłem do bazy zarejestrować się i pobrać chipa.
Na sali sportowej (noclegownia) znajomy smrodek dużej ilości ludzi i maści BenGaj. Trudno znaleźć miejsce na rozłożenie karimaty. Noc minęła w echu chrapiących i wiercących się zawodników. Pobudka ok. godz.5-tej. Niestety od godz. 3-ciej ciągle padał deszcz z drobnymi przerwami. Szybkie śniadanko ze słoiczka i przygotowanie do startu. Śmiech na sali jak sobie przygotowywałem napój izotoniczny - tłukłem cytrynami po podłodze, żeby wydobyć z nich sok i wlać go do wody z Biedronki. Kiełbasa i batony na drogę, w plecaku 2L wody+ bidon 0,7 kask na głowie i szybko po rower.
Na boisku rozdanie map 6:30. Część od razu startuje, część analizuje mapy - ja też. Ciągle kapie, nie można nic markerem zaznaczyć na mapie bo się rozmywa, mapa zaczyna nasiąkać więc lepiej ją schować do folii i nie wyciągać. Postanawiam jeździć w pojedynkę i potrenować swoją słabą ciągle nawigację. W planie miałem jechać na PK4 w pobliżu bazy ale jak wskoczyłem na asfalt to postanowiłem zrobić rozgrzewkę ciągnąc aż do odległego PK 18 - wieża widokowa Fojutowo. Dość dziwny pomysł, chociaż punkt nawigacyjnie bardzo prosty to kilka PK pominiętych, które przecież trzeba było zaliczyć. Następny PK6 Leśn. Zwierzyniec - parking leśny po 47min., cienko. Kolejny PK 10 Jez.Okrągłe PN strona, niestety przez błąd nawigacyjny wyjechałem za daleko i trzeba było wrócić do głównej leśnej drogi - odmierzanie od leśniczówki Wypalanki. Po 1h15m udało się, po drodze bateria w telefonie wysiadła przy krótkiej rozmowie z żoną, ale w końcu przestało padać i wyszło słoneczko. Ciuchy schną. Następny odległy PK20 Piaseczno parking leśny dojazd asfaltem do Łążek i dość łatwo polną i leśnymi dróżkami na punkt po 1h15m, choć przecinką od tyłu zamiast tą wcześniejszą. Tutaj zostaję poratowany wodą, której 1L dolewam do camela. No cóż z takim tępem nawigacyjnym, choć w nogach siły są to na kokosy nie ma co liczyć. Dalej PK16 asfaltem przez Śliwiczki i Śliwice - Golgota skraj lasu. Tutaj bez problemów do punktu. Dalej do PK8 Pieczyska skrzyżowanie przecinek. Dojazd prze Linówek i okolicą Zdrójna gdzie znajomi mają działkę rekreacyjną. Po ok.55min. punkt zdobyty. Dalej na Kasparus i do PK14 Nowy Dwór skraj lasu. Dojechałem dość szybko w pobliże punktu lądując przy mokradłach i punktu nie zobaczyłem, a była kjak się okazało 100m ode mnie za obrośniętą górką, atakując na azymut od mokradeł powinienem go prosto znaleźć, ale jakieś zasieki odwiodły mnie od tych planów i poszukiwałem właściwego dojazdu przez jeszcze jakieś pół godziny - co za porażka. Spotkałem Zbyszka ze znajomymi. Dalszy plan PK15 przez Osieczną - Sztuczno skrzyżowanie dróg. Tutaj już przemęczenie dało się we znaki, pojechałem w kierunku przeciwnym niż planowałem, jak to się stało do tej pory nie rozumiem. Dołożyłem przez to chyba 10km kiedy się zorintowałem gdzie jestem. W końcu w Osiecznej zrobiłem dłuższy popas przy sklepie, pożarte dwa ciacha francuskie, wypite 0,5l pepsi, kupione dodatkowe snikersy, dolane 1,5l wody. Siły wróciły. Zregenerowany jadę dalej. PK15 wkrótce zdobyty, dalej plan na PK9. Po drodze łączę się w grupę z Krzyśkiem K. i Tomkiem z Grupy Rowerowej Trójmiasto. Zauważamy przecinkę, którą dolinami i górkami leśnymi dojeżdżamy do celu. Tomek dopompowuje kółko w wolnych chwilach, kolejna dętka jak się okazało puszczała powietrze od ukrytego w oponie kolca jeżyny. Plan dalszy - dojazd do asfaltu, Krzysiek wkrótce widząc, że czasu mało postanawia wracać do bazy. Nam z Tomkiem jakoś mało jeszcze, chcemy ryzykować ostatnie siły na zdobycie PK17, mimo konsekwencji kary punktowej za spóźnienie. Na asfalcie droga 22, doginamy ile wlezie, za 20min. zamkną punkt kontrolny. Ta andrenalinka - zdążymy czy nie. Znajdujemy drogę dojazdową do Jeziora Niedackiego nad którym jest PK. Szybką jazdą terenową dojeżdżamy i nic nie ma. Zamknęli czy co, gdzie jechać w lewo czy prawo. W prawo szlaban, więc w lewo i zjazdem w dół do samego jeziora. Wielkie oczy na punkcie bo za 2min. zamykają a tu jeszcze ktoś przyjechał! Szybkie odbicie kart i terenem pod górkę do asfaltu prowadzącego do Czarnej Wody. Połykam Snikersa bo wiem co nas czeka za rżnięcie, duszę się bo nie nadążam jednocześnie połykać i oddychać jadąc po piachu w dodatku. Zostało tylko 25min, a mimo, że dojazd asfaltem został to daleko jakoś. Wrzucamy ostre tempo na jakie nas tylko stać. Jadę z przodu, bo wiem że Tomek z tym kapciowatym kołem raczej ciągnąć nas nie będzie. Więc taktyka taka, że on mi siedzi na kole. Jedziemy non-stop 30-35km/h więcej nie mogę cisnąć tymi resztkami sił. Jeszcze pod wiatr. Zdaję sobie sprawę, że będzie spóźnienie, ale walczymy o każdą minutę. Mijamy po drodze innych spóźnialskich. Dojeżdżamy do bazy z 10min. spóźnieniem. Dojazd do mety Harpagan 43
© pjoz
Na mecie kibicuje nam Krzysiek. Padamy na trawkę, Tomek aż dusi się od tego przyspieszonego oddechu pokaszlując jak po kiepskich fajkach. Wykończeni, ale nie żałujemy zdobycia PK17 mimo, że w ogólnym bilansie straciliśmy 5 punktów.
Umawiamy się na jedzenie w stołówce i idziemy przebrać.
Ogólnie start niezbyt udany w tych zawodach w stosunku do włożonej pracy, no ale kolejne doświadczenia nabyte.
- DST 50.00km
- Teren 10.00km
- Czas 02:20
- VAVG 21.43km/h
- VMAX 40.00km/h
- Temperatura -2.0°C
- Sprzęt Magnum Destiny
- Aktywność Jazda na rowerze
Do pracy i powrót w glucie, korkach i wiaterku 35 km/h
Wtorek, 21 lutego 2012 · dodano: 22.02.2012 | Komentarze 0
Rankiem całkiem przyjemnie się jechało mimo wiatru który aż tak bardzo nie przeszkadzał, bo technika ukrywania przed wiatrem się sprawdziła - jazda w zwartej zabudowie o ile to możliwe. Lekki mrozik sprawiał, że błoto było zamarznięte i resztki zalegającego na szlakach śniegu też.
Powrót dużo gorszy - błota sporo, topniejącego śniegu i wody.
Olbrzymiaste kałuże na oruńskiej części wału Kanału Raduńskiego, raz przez środek a raz bokiem trzeba śmigać (a raczej gramolić się).
Na Św.Wojciechu na dole (asfalt) niezły korek, z dala błyska straż pożarna. Okazało się, że w warsztacie samochodowym był wybuch gazu. Policja kieruje ruchem, samochody jeden za drugim na zderzaku siedzą. Wybieram jazdę po placach budowy przy kanale (wzmacnianie płytami stalowymi koryta Raduni). Jadę szybciej niż ci na dole, a jedzie się ciężko, grząski teren rozmiękła gliniasta ziemia, koleiny po ciężkim sprzęcie, ukryte belki drewniane w trawie i druty stalowe. HardCore po prostu. Z naprzeciwka idą robotnicy w wysokich gumakach czy woderach. A tu sobie rowerzysta jedzie. Wydostawszy się wkrótce z placu budowy, który ciągnie się od budowanej obwodnicy południowej do cmentarza na Św.Wojciechu, jadę 500m asfaltem, dalej osiedlem i znów na wał. Mimo, że odcinek nie remontowany to i tak kiszka. Rozpuszczające się zwały śniegu rozpuszczają górną warstwę gliniastej ziemi, pod spodem zmarznięta ziemia nie odbiera wody. Jazda jak po maśle, więc do wyboru zostaje przeprawa obok po resztkach trawy gdzie jest trochę lepiej. Prędkość 16-18km/h w tych warunkach to jest max. Do tego zmaganie się z wiatrem ok. 35km/h. Ciężkie opony terenowe dają radę, ale wysiłku to wszystko kosztuje sporo.
Wyglądam jak Świnka Pepa z bajek mojej młodszej córki, gdy po deszczu po kałużach skakała, a do tego sprzęt koniecznie do mycia się nadaje.
Od Pruszcza to już tylko udręka z przejściami dla pieszych i jakoś bez większych atrakcji wywiany dojeżdżam do domu. Z węża ogrodowego myję rower i siebie od pasa w dół bo nie ma takiej pralki i proszku co by to wytrzymały.
Zapowiada się cały taki tydzień pogodowo paskudny.
- DST 25.00km
- Teren 10.00km
- Czas 01:30
- VAVG 16.67km/h
- VMAX 35.00km/h
- Temperatura -3.0°C
- Sprzęt Magnum Destiny
- Aktywność Jazda na rowerze
Pękła sprężynka i po jeździe
Poniedziałek, 13 lutego 2012 · dodano: 16.02.2012 | Komentarze 0
Było ciepło, lekki minus, śnieg się kleił breja straszna i sól. Wybrałem krótszy wariant bo przy wyjeździe z domu zniechęciła mnie do rozjazdu po asfalcie (śniegu) samochód ciężarowy jadący wprost na mnie i bryzgający. Te 2km uratowało mi dojazd do pracy. Ok. 3km przed robotą "pieski przestały biegać" - sprzęgiełko w piaście przestało działać, lub działało w nieodpowiednim momencie kręcąc moimi nogami!
Dokulałem się do pracy, uff! No cóż trzeba odstawić rower na jakiś czas - piasta do gruntownego przeglądu, a i czasu w domu mało na serwisowanie. Tym sposobem odpadłem od jazdy na tydzień czasu, teraz kółka już naprawione. Sprężynka za 50gr. uniemożliwiła przeniesienie napędu, poprostu pękła sobie. Dobrze, że zrobiła to w odpowiednim czasie a nie w połowie drogi na głębszym śniegu.
Ale piasty przesmarowane i nowe zdolności serwisowe nabyte. Zaoszczędzone 100zł na serwisie. Nie ma tego złego...