Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi pjoz z miasteczka Pszczółki. Mam przejechane 3884.00 kilometrów w tym 2018.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 13.31 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 5890 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy pjoz.bikestats.pl
  • DST 27.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 01:10
  • VAVG 23.14km/h
  • VMAX 40.00km/h
  • Temperatura -15.0°C
  • Sprzęt Magnum Destiny
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zimowa jazda do pracy

Poniedziałek, 30 stycznia 2012 · dodano: 30.01.2012 | Komentarze 0

Pogoda na poranek z internetu zapowiada się dość ciekawie i nawet się potwierdza. Na zewnątrz -15 st. Szybkie poranna toaleta, kawałek kiełbasy w zęby, kubek wczorajszej herbaty, zostawionej specjalnie na rano. Kilka ruchów pompką w kółka bezdętkowe (niestety trzeba je częściej kontrolować, bo to przeróbka zwykłych druciaków za 35 zeta/szt. - ale jazda jest przyjemniejsza). Na głowie patent: kominiarka z mikropolaru, czepek pływacki z lajkry (przeciwwiatrowa funkcja), buff na szyję, uszy, okulary do jazdy nocnej (białe), choć zastanawiałem się nad założeniem gogli rowerowych, na końcu kask. Spodnie z materiału Stanteks, mikropolar i membrany na wiatr na przedniej części. U góry termoaktywne koszulka, bluza, na wierzch kurtka GoreTex.
Ale jazda! - śnieg normalnie trzeszczy pod klockami opon i nie jest ślisko, powietrze suche. Asfalty bez lodu, polne ścieżki z ubitym śniegiem. Ostro daje po nieosłoniętych fragmentach twarzy, zwłaszcza przy zjazdach asfaltem przy polach z prędkością 40 km/h. Po 10km drogi GoreTex pokrył się szronem ale w środku ciepełko, a termoaktywna odzież nie wyrabia z oddawaniem wilgoci mimo że kurtka ma rozpięte na max wywietrzniki pod pachami. Nie można niestety zbyt długo stać na drodze, okulary szybko pokrywa szron, a w środku się gotuje, ale co zrobić na przejściach dla pieszych/rowerów i remontowanych drogach na Św.Wojciechu - nie ma innej opcji? JEST! - jazda po zmrożonych polach, objazdami (dodatkowe km, jakieś +3 w ciężkim terenie), ale bez wygłupów - jedziesz człowieku do pracy i w dodatku ciemno jest, a zmiana kapcia w polu nie należy do przyjemności w tym mrozie.
Tak sobie jadę i myślę jak dzisiejszą jazdę można podsumować? -15st. nie takie straszne, trzeba spróbować -20st. Słaby punkt - rower trzeszczy od mrozu, linki czasem i klamki od hamulców przymarzają, biegi ciężej wskakują, w ogóle rower strasznie sztywny, amortyzacja sprężynowa na przedzie kiepska - sprężyna się ugina z opóźnieniem i w mniejszym zakresie. Udręka - ta co zwykle: remonty wału kanału raduńskiego i zwężenie dodatkowo pod budowaną Obwodnicą Południową.
Każdy dzień ciekawszy, no i roweru od błota nie trzeba myć i skrobać, szyb też rano nie trzeba drapać - hihihi....


Kategoria Trening


  • DST 25.00km
  • Czas 01:20
  • VAVG 18.75km/h
  • VMAX 30.00km/h
  • Temperatura -2.0°C
  • Sprzęt Magnum Destiny
  • Aktywność Jazda na rowerze

Test opon na zimę

Wtorek, 17 stycznia 2012 · dodano: 18.01.2012 | Komentarze 0

W końcu nadeszła zima. Przyszła pora na zmiany opon. Szkoda, że nie było czasu wcześniej niż w niedzielę o 21.30. Opony leżały już od dłuższgo czasu. Dodatkowo system doszczelnienia i modyfikacji kół na system bezdętkowy JOE'S NO-FLATS, kupiony na Allegro w 50% promocji. Opony Kenda Knarly 26x2.1 druciaki, dość duży balon w porównaniu z poprzednimi 1.95. Duuuuuuże klocki, rzadziej rozstawione, na śnieg powinny być idealne.
Niestety po walce z doszczelnianiem i nocnej jeździe samochodem i kółkami na kompresor na Lotosie okazało się, że chyba nie dam rady rano wyjechać na tym zestawie, a gdzie jeszcze czas na jazdę próbną? Dopiero pompka SKS Co2 dała radę, kompresor za wolno dymał, nie dając odpowiedniego rozprężenia i powietrze ciągle uciekało. Po prostu jeden strzał 2sek. i koło naładowane. Pieni się bokami na obręczy, znaczy się że mleczko lateksowe uszczelnia oponę. Koło w ręce i mieszanie płynem po obwodzie koła, powoli pęcherzyków coraz mniej. Doładowanie ciśnienia z pompki stacjonarnej jeszcze trochę mieszania i niech sobie kółka czekają na jutrzejsze testy po pracy. Jest godz. 1:00 w nocy więc czas iść spać, w końcu rano trzeba wstać o 5.00 do roboty i zasuwać na autobus.
Pod wieczór dnia następnego przyszedł czas na testy szzelności i skuteczności po śniegu. 20min po różnej jakości drogach 5km, jest ok, oczywiście ślisko na lodzie, ale wybieranie śniegu przez oponki niesamowite, nic się nie zapycha, idzie po śniegu na podjazdach jak trzeba, ciśnienie trzyma. Zatem można we wtorek do pracy się wybrać. I tak też zrobiłem, czas przejazdu na trasie 25km (wariant krótszy) 1h20min. Jak na panujące warunki nieźle i bez żadnej gleby.

Niżej fotka oponki.

Opona Kenda Knarly 26x2.1 © pjoz


Kategoria Testy


eGazeta - podsumowanie sezonu 2011 (pełna niezmieniona wersja artykułu)

Sobota, 31 grudnia 2011 · dodano: 10.01.2012 | Komentarze 0

Załączam link do mojego artykułu na temat rajdów rowerowych, myślę że ciekawy zwłaszcza dla zaczynających przygodę z ekstremalną jazdą na orientację. Artykuł jest w wersji pełniejszej niż ten, który ukazał się w eGazetce firmowej.

Pobierz plik: eGazetka_eRNO.pdf




  • DST 28.00km
  • Teren 10.00km
  • VMAX 52.00km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Sprzęt Magnum Destiny
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z pracy - objazd Św.Wojciecha

Piątek, 23 grudnia 2011 · dodano: 25.12.2011 | Komentarze 0

Powrót z pracy, dłuższą ciekawszą drogą, dobry teren na górski rower.


Kategoria Trening


  • DST 27.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 01:15
  • VAVG 21.60km/h
  • VMAX 40.00km/h
  • Temperatura -4.0°C
  • Sprzęt Magnum Destiny
  • Aktywność Jazda na rowerze

Poranna jazda do pracy w grudniu

Piątek, 23 grudnia 2011 · dodano: 23.12.2011 | Komentarze 0

Ciemno wszędzie, z łóżka się nie chce wstać a tu do roboty trzeba gnać w grudniowy poranek. Krótko mówiąc - jazda treningowa do pracy.


Kategoria Trening


  • DST 119.00km
  • Teren 60.00km
  • Czas 12:15
  • VAVG 9.71km/h
  • Temperatura 2.0°C
  • Sprzęt Magnum Destiny
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nocna Masakra Dębno 2011

Sobota, 17 grudnia 2011 · dodano: 21.12.2011 | Komentarze 1

Mój pierwszy raz na Nocnej Masakrze. Przybyłem samochodem z piechurami ok. 2:30 w sobotę. Pogoda zapowiadała się wredna wyjątkowo : padała śnieg z deszczem czasem gradem sypnęło i wiało.
Spotkaliśmy kilku znajomych w bazie m.in. Wojtka i Grześka pogadaliśmy chwilkę i rozłożyliśmy legowiska na salce sypialnej. Spało się nieźle po takiej samochodowej wycieczce. Niestety czułem na żołądku Hot-Doga z Orlena którego zjadłem nocą i jakoś cały struty jestem. Jeść mi się nie chce, ale zmuszam się trochę po kawie porannej, a w towarzystwie Witka i Kasi jest w kuchni całkiem wesoło.
Wkrótce piechurzy wybierają się na 100km, a ja sobie rowerek dostrajam i pakuję wstępnie niezbędne rzeczy, po czym kładę się jeszcze trochę żeby wypocząć. Za niedługo dojeżdża znajomy zespół Troll Team, w osłabieniu bo bez jednego Leszka.
Na korytarzu spotykam też Darka i Monikę z Bułgarskiego Centrum.
Pogoda się całkiem poprawiła, padać nie powinno, jest ok. +2 i trochę wieje.
Wkrótce organizator Daniel Śmieja zwołał ekipę i rozdał mapy.
Część ludu ruszyła w teren, część analizuje i rysuje plan jazdy. Ja też jeszcze zostaję i ruszam chyba ostatni. Ale podstawa to nie zwariować na początku - powtarzam sobie.
Trasę planuję jadąc pętlą zgodną z ruchem wskazówek zegara, poczynając od PK : nad brzegiem jeziorka skraj lasu. Dojazd nie zajął mi zbyt wiele czasu po drodze minąłem kilku rowerzystów. Byłem bardzo blisko punktu, lecz zacząłem eksplorować teren bardziej na lewo od drogi dojazdowej przez las po niezłych kałużach z resztą. No i tak miotałem się bez sensu jeszcze z kilkoma kolegami którzy dojechali. Teren był nieźle podmokły i oczywiście musiałem zamoczyć buty. Wkrótce kolega krzyczy, że znalazł, więc idziemy odbijać kartę. Teraz kolejny PK to "N" słupek ogrodzenia w lesie. Dojeżdżam dość szybko skręcam w leśną boczną dróżkę, jak się orientuję to za szybko troszkę (źle się odmierzyłem), ale dojście powinno być od drugiej strony więc jadę dalej, nie cofam się. O jest płot, nawet by się zgadzało, ale zaraz obok jest jeszcze jeden i jeszcze jeden...
Bez sensu to łażenie, trzeba wrócić i się jeszcze raz namierzyć. Spotykam Darka i Tomka PanDy z Gdańska. Też krążą bez efektu. Wracamy się odmierzyć jeszcze raz.
Patrzę na mapę jeszcze raz i wszystko jest dla mnie oczywiste. Pandy skręcają jadąc dalej drogą tak jak ona prowadzi, a ja jadę tak jak mapa prowadzi czyli dalej prosto w las, ścieżka była tylko trochę bardziej zarośnięta, niestety ciemności - a w nocy wszystko wygląda inaczej. Jest PK nareszcie, po długim poszukiwaniu.
Ustalamy, że pojedziemy na PK górkę Monte Cassino. Punkt zdobyty dość szybko, po namierzeniu azymutu kompasem i poczesaniu wspólnymi siłami górki.
Darek nalega żeby jechać nad Odrę na kolejny PK, ja nie chcę się babrać w wodzie, a tam na mapie i po wczorajszej pogodzie to same bagno się zapowiada.
Jedziemy na PK stare drzewo 20m od ruin, na mapie wygląda, że przy drodze.
Tutaj spędziliśmy wiele cennego czasu na szperaniu lasu w poszukiwaniu ruin i drzew w lesie. Podczas jazdy przed rowerami na leśnej ścieżce przebiega nam jeleń spłoszony naszą jazdą i oślepiany lampami. Niesamowite wrażenie, taki kontakt z przyrodą po ciemku w lesie. Odmierzamy się z jednej strony drogi, z drugiej strony drogi od torów i nic. Darek jedzie jeszcze raz się odmierzyć z innego miejsca, ja szperam mierząc odległości na rzekome ruiny czeszę 20m w podanym kierunku bez skutku.
Czekam jeszcze trochę na nich. Nie jadą więc spadam. To musi być jednak inna ścieżka choć z pomiarów wyglądała że ta jest dobra. Wracając spotykam jeszcze innych dwóch kolegów, którzy przed chwilą minęli jakąś przecinkę tak z ich relacji wynikało. Z mapy wygląda, że ta co skręciliśmy z Pandami jest nie pod tym kątem co być powinna, a my tam tyle grzebaliśmy. Okazuje się, że ta troszkę wcześniejsza była właściwa. Stare drzewo i lampion od razu się znalazł.
Postanawiam jechać na PK skrzyżowanie przecinki z drogą. Śmigamy wydostając się z lasu na asfalt. Jeden z kolegów przepadł w terenie, chyba zmienił wariant, jedziemy w dwójkę. Bujamy asfaltem ile nogi dają, dojeżdżamy do zamkniętej stacji benzynowej, na szczęście dobrze oświetlonej. Wyciskamy mokre skarpety, znalezionymi ręcznikami papierowymi obsuszamy stopy, pożeramy coś i dalej w drogę. Ja niestety odczuwam ciągle dolegliwości żołądkowe, ale po gazowanym Energy Drinku z kofeiną i tauryną zaczyna przechodzić, więc zjadam kawałek zabranej kiełbasy. Piję na trasie też bardzo mało jak na moje możliwości. W zupełności bidon by mi wystarczył. Z asfaltu skręcamy wkrótce w ciemną wiejską drogę, łatwy szybki punkt, po dokładnym odmierzeniu paru ścieżek. Na kolejny PK po wylocie z lasu postanawiam jechać skrótem nie wracając na asfalt. Jest na prawdę dużo mniej km, a wg mapy droga powinna być dobra. I jak dla mnie była, dla kolegi nie jak zobaczył kolejne wielkie kałuże. Niestety nie dał się namówić na dojazd tą drogą. A szkoda jak się później okazało wylądowaliśmy jeszcze gorzej. Namawia na dojazd do wsi i dalej stamtąd na kolejny PK. Dobra niech będzie bo widzę, że kolega psychicznie podupada i samymi asfaltami by chciał jechać. Dojazdówka do wsi i tak dziurawa jest i pełna kałuż, więc nic lepszego. Jest jakiś zjazd do PGR-u więc jedziemy. A tam witają nas krowy w oborze jak za czasu PRL-u takie tradycyjne nie unijne mućki, place zgnojone nawozem i wszędzie płoty - brak wyjazdu - jedynie na pole w gluto. W końcu rozpinamy zadrutowane ogrodzenie i wydostajemy się prawie do cywilizacji. Znajdujemy kawałek asfaltu i śmigamy do głównej drogi. Wychodzi na to,że takim wariantem wracamy do naszej ulubionej zamkniętej stacji benzynowej. Kolega wyraźnie ma dość - musi odpocząć. Ja tym czasem analizuję mapę, czas i odległości od najbliższych PK. Wiatr w ostatnich chwilach wzmógł na sile. Miałem plan atakować jeszcze jeden PK. Przypominam sobie ostatnie doświadczenie na Harpie42 ze spóźnieniem, widzę PK dalekie od bazy, a w nogi ciągle zimno, minęło już ponad 11h. Wystarczy, że wiatr nas osłabi, prędkość spadnie, trochę dłuższe szukanie PK i nie zdążymy powrócić na czas, a do Dębna mamy jakieś 25km, czyli jakaś 1h jazdy w tych warunkach. Wracamy. Narzuciłem na siebie wiatrówkę bo zaczęło mnie telepać od tych postojów i wiatru. Pedalimy do bazy robiąc w Dębnie na stacji benzynowej małe zakupy. Wpadamy do bazy a tam "śmichy chichy" - mają wszystko? A ja 5 PK mam, a kolega 6. Idziemy spać, koniec jazdy! Szybki prysznic i na matę.
Rano pobudka 7:30 na smaczny makaron z sosem bolońskim i spotkanie z resztą dojeżdżających. Ok. 10-tej ogłoszenie wyników wstępnych i rozdanie nagród, po czym część już wyjeżdża, część odpoczywa, a część piechurów walczy jeszcze w lesie.
Ogólnie udana impreza, bardzo dobrze przygotowana logistycznie przez Daniela, świetny ciepły posiłek, duża baza sanitarna, dobrze przygotowane mapy i trasa. Doszkoliłem swoją słabą nawigację, bo po ciemku na prawdę można się nauczyć unikania błędów, powalczyłem z samym sobą z bólem marznących mokrych stóp, przeżyłem fajną przygodę. Na pewno jeszcze wrócę na NM.




  • DST 163.00km
  • Teren 80.00km
  • Czas 12:05
  • VAVG 13.49km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Sprzęt Magnum Destiny
  • Aktywność Jazda na rowerze

Harpagan 42 - Elbląg

Sobota, 15 października 2011 · dodano: 19.10.2011 | Komentarze 0

Tablica startowa Harpagan42 © pjoz


Oczekiwany przez wielu Harpagan nadszedł! Po PreHarpaganie można się domysleć czego można się spodziewać - błota. Wyjechałem wieczorem, do Elbląga mam trochę ponad godzinę jazdy. W bazie okazuje się, że miejsc do zaparkowania mało, znajduję miejsce przy jakimś bloku 200m dalej. Zakładam mapnik, biorę toboły i zasuwam do bazy. Rower oddałem w zamian za kwit na przechowanie w szatniach szkoły i sobie ułożyć legowisko do spania. Spotykam znajomych Trolli i znów jest wesoło. Idziemy odebrać wkrótce n-ry startowe i chipa Sport Ident, przy okazji znajduję dyplom udziału w poprzednim Harpie z Lipnicy.
Pożarłem coś na wieczór i do snu się ułożyłem. Spanie takie sobie bo do rana co niektórzy buszowali.
Rano pobudka i w ogólnym harmiderze szykowanie na start. Jak się okazało padało całą noc i z rana również. Wyglądam na zewnątrz jest ok. 5 stopni ciepła. Zakładam deszczówkę. Udajemy się na boisko przed szkołą gdzie rozdadzą za chwilę mapy. Spotykam Adama i Zbyszka, z którymi później razem pojechaliśmy. Generalnie wiedzieli, że trochę dla nich za bardzo napieram ale się zdecydowali ze mną jechać, ok będzie może trochę weselej.
Dostajemy mapy i początkowo dezorientacja jaki obrać kierunek. Postanowiłem się od razu na Wysoczyznę Elbląską nie pchać, najpierw trochę pozaliczać PK na nizinie - Równina Warmińska i pognać szosą na Tolkmicko gdzie można by było ustrzelić większą ilość grubych PK, a stamtąd z górki wrócić do bazy biorąc co jeszcze możliwe po drodze.
Zaczęliśmy od PK5 (Najniższy punkt w Polsce -1,8m depresja) poszło dość dobrze. Powrót tą samą trasą i jazda na 19 drogą 504, zjazd czerownym szlakiem. Odmierzam się następnie skręt w prawo i jazda. Spotykamy dziewczynę z chłopakiem którzy już tam dość dużo czasu spędzili i nie znaleźli. Droga rozwidlała się w pięciu kierunkach. Kilka razy spoglądaliśmy na mapę i dokładnie odmierzaliśmy azymut. Po naradzie ruszamy dalej, z mopiaru wychodzi mi skręt w lewo, choć brakuje troszkę na liczniku wg mnie. skręcamy i jedziemy jakieś 300m na spodziewany punkt. Niestety nie ma, naradzamy się obłazimy trochę górki a Bażanciarni z obeliskiem Augusta Papau ani widu ani słychu. Wracamy, Adam mówi cofnąć się była jakaś droga, a ja mówię dalej, bo mi na liczniku brakło troszkę. Jakieś 150m dalej byl kolejny skręt, no to znowu ruszam 300m do przodu i to było to, odbijam się a za mną za chwilę dociera Adam i Zbyszek. Wracamy do szosy a bażanty sobie skrzeczą, przy okazji spotykamy Troli jadących na PK. Dalej w planie 17,12,18. No i troszkę zmieniliśmy plan, pojechaliśmy najpierw na 12 (Kwietnik - szczyt górki 172m). Spotykamy po drodze sympatycznego rowerzystę i ruszamy razem, znajdując wkrótce PK.
Harpagan42 - Kwietnik na górce © pjoz

Posilamy się szybko, Adam fotki robi i mykamy dalej na PK18 Weklice wodospad. Trasę pamiętamy z PreHarpa więc idzie dość gładko, choć w końcówce ślizgająć się w błocie zataczamy pętelkę jarami raz w dół jednym raz w górę drugim, bo okazuje się że planowany skręt do wodospadu był jednak trochę wcześniej w odległości zgodnej od faktycznej lini energetycznej, która była też na mapie ujęta. Hamulce to się już skończyły chyba każdemu i regulować resztki klocków trzeba było kilkukrotnie.
Harpagan42 - trasa do wodospadu Weklice © pjoz

W krótce dojeżdzamy, zostawiamy owery na górce i zjeżdżamy na butach do celu. Ale wodospad! - po prostu się błotospad.
Dalej przez wioskę Aniołowo i Kawki mkniemy na PK13, co prawda mapa na dole się kończy ale wygląda tam łatwo dojechać. Droga była dość dobra, trochę polnych szlaków poszło dość gładko choć spora odległość i czasu kosztowało. Na 13-tce Adam kapcia zauważył jak chciał się dopompować, więc czekamy pomagając mu przy zmianie. Tu brak umiejętności serwiswych Adam z brakiem własnej pompki, dziurawą zapasową dętką dał nam duże straty czasowe (zabawa jakieś 30min. conajmniej), a jak już ruszyliśmy to coś jeszcze nie tak z dętką było, bo Adam się co jakiś czas dopompowywał. Postanawiam niestety Adamowi przemówić, że musimy się rozstać i żęby w miarę możności do bazy swoim wariantem jechał. Okazało się później, że wyszedła na tym punktowo nawet lepiej niż my ze Zbyszkiem. Nastawiłem się zaliczyć PK9,14 i zależnie od czasu pozostałego ustalić wariant dalszy. Trasa wydawała się szybka i drogami utwardzonymi taka była, niestety we wiosce Łozy sytuacja zminiła się diametralnie. Od wioski aż do PK9 ciągnęło się niesamowite błoto, trochę dało się ominąć jadąć pastwiskiem, przeskakując przez "pastucha", krowy na szczęście były spokojne. Znalazł się wkrótce las i miała być drabina na skraju. Tylko to nie był ten las a następny, do którego trzeba było polem jechać, a tam błoto jak masło. Na wzniesieniu po jabłuszku sobie zerwaliśmy, soczyste i słodkie dodało otuchy. Spotkaliśmy jeszcze Daniela Śmieję po drodze na PK, trochę pożartowaliśmy z dziewczynami z namiotu i wracając za czyszczenie rowerów się zabraliśmy, bo aż pchać było ciężko.
Harpagan42 - rower na trasie Stygajny © pjoz

Czasu się okazało już nie było wiele więc trzeba było plan skorygować. Pokonaliśmy powrotnie błoto i dalej Szlakiem Kopernikowskim na PK14. Zacząłem żałować swojej decyzji jazdy tak daleko na zachód, nie było już możliwe dotarcie na Tolkmicko, za duża pętla jak na te warunki jezdne i jeszcze tych kilka kłopotów technicznych.
Szlak Kopernikowski jakoś przebrnęliśmy, choć Zbyszek wyraźnie wymiękał po terenie gdzie były w błocie ukryte śliskie kamienie i korzenie + trawa i zarośla gdzie nie gdzie. PK14 Chruściel - wiata przy ścieżce przyrodniczej zaliczona. Następnie w planie możliwe były PK3 przez Stare Siedlisko, Kurowo Braniewskie i dalej przez Młynary w kierunku na Milejewo do bazy, jak się da to PK17 zaliczając. PK3 się udało, nasmarowaliśmy łańcuchy i w drogę. PK17 była wyliczona na styk, byliśmy już 2 km od punktu, i znów pełno błota, dodatkowo wracający rowerzysta z zerwanym łańcuchem. Pytamy jak droga? Jakieś 15 min. co najmniej ostre jazdy w glucie. Trudno, rezygnujemy bo tracąc 5min. do bazy, to tak samo jak byśmy na PK17 w ogóle nie byli. Brak czasu na napieranie po błocie jak poniżej na fotce.
Harpagan42 - po lesie © pjoz

Gnamy czym prędzej do bazy przez Milejewo dalej drogą 504. Oglądam się co jakiś czas za siebie Zbyszek odchodzi, myślę trudno dalej już droga prosta da radę. Zimno odczuwa się już coraz bardziej, pęd wiatru robi swoje na spoconym ciele. Dopędzam jakiegoś wracającego, myśląc że zna drogę powrotną przez miasto, ale niestety on myślał że ja znam. Gadamy chwilę kręcąc, a Zbyszek nas wkrótce dogania resztkami sił, wiedziałem że po asfaltach to najlepiej mu idzie więc się odnalazł. W Elblągu pytamy co niektórych o dojazd do bazy. Niestety światła nas wstrzymują 3 razy (strasznie długie zmiany kolorów), docieramy do bazy z 5min. stratą. Czas miałem wyliczony niestety baz żadnego zapasu na powrót, jest to nauczka.
Ale i tak z zadowoleniem, wracam do bazy na coś ciepłego (grochówka).
Z Trolami omawiamy przebieg jazdy i wpadki jakie się nam zdarzyły. Jeszcze tego samego dnia po krótkim odpoczynku jadę do domu, a po ciemku myję rower póki jeszcze wszystko nie zaschło.




  • DST 230.00km
  • Teren 50.00km
  • Czas 12:05
  • VAVG 19.03km/h
  • VMAX 60.00km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Sprzęt Magnum Destiny
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jesienne Trudy 2011 - Cieszyno

Piątek, 23 września 2011 · dodano: 26.09.2011 | Komentarze 0

Wyjazd do Cieszyna strasznie się wlókł mimo miłego towarzystwa piechura Witka w aucie. Zaraz po przyjeździe zalogowaliśmy się w bazie, jakoś dziwnie mało ludzi zastaliśmy. Okazało się, że w domkach część siedzi za dodatkową opłatą. My rozkładamy się na sali. Odwiedzam szanowne Towarzystwo Troli i kolegę piechura ze Słupska w domku. Kładziemy się spać, rower rano przygotuję.
Pobudka 5.30, gramolimy się, podjadamy, idę składać sprzęt.
6.40 odprawa, skorelauf z punktami wagowymi - łącznie 16 PK. 200km, limit 15h. Między czasie Bułgarskie Centrum jeszcze się składa z rowerami, wesoło bo Monika wkrętarką mapnik przykręca - śmiejemy się że nawierca rower żeby był lżejszy.
Otrzymujemy o 6.55 mapki w folii strunowej, fajnie, natomiast karty szmatki tekturowe - trzeba uważać żeby nie zniszczyć.
Wystartowali piechurzy, zaraz potem my. Jak oni chcą 100km zaliczać?, biegną i kaszlą co niektórzy jak stado gruźlików.
Wybieramy opcję jazdy na stronę zachodnią robiąc pętelkę w kierunku przeciwnym z ruchem wskazówek zegara. Na razie nie staramy się myśleć o wadze PK, planujemy zaliczać wszystko. Kolejne PK okazują się proste, lokalizacje przy drogach, w charakterystycznych punktach. Niewiele po starcie w okolicach Dobropola PK przy starym przystanku kolejowym Krzysiek dostaje telefon z domu, że woda mieszkanie mu zalewa. Dzieci i żona w panice, a facet na rajdzie, no cóż tak bywa. Na domiar złego jeszcze Camel zaczyna mu przeciekać. Straciliśmy troszkę czasu, ale jesteśmy zgraną paczką więc radzimy sobie również z takimi kłopotami.
Wymyśliłem sobie fajny skrót za asfaltu przez Kicko polną drogą, no ale nie było akceptacji Leszka, choć Krzysiek już się dał namówić. W rezultacie ciągniemy dalej asfaltem dorzucając km.
Pewnym problemem okazuje się PK8 tracimy troszkę czasu, punkt miał być przy pieńku, a pieńków było ze 40. Zainteresował się nami pewien miejscowy starszy pan i mapę chciał pooglądać. Wkrótce kawałek dalej było inne rozwidlenie dróżek i właściwy pieniek. W tym miejscu nie tylko my mieliśmy dłuższe poszukiwanie.
W okolicy Kozia Góra przy jeziorze Okunie przeoczamy skręt i zmienia nam się koncepcja kolejności PK, dokładamy znów km. No cóż 4 gapy to nie jedna. Do ostatnich PK "Orzeł" dojeżdża chyba na jakichś dopalaczach, bo mamy kłopoty utrzymać tępo. Dodatkowo Leszek P. odczuwa jakieś skurcze.
Ostatni PK wiedzie nas przez pole kukurydzy. Na końcu Leszek w lewo skrajem lasu, a ja w dół do jeziorka, niestety moja koncepcja była wadliwa - brak strumyka - choć mapa wyraźnie prowadziła prosto (ale to w końcu setka). Za karę trzeba było się wspinać z powrotem pod górkę. PK był kawałek dalej na skrzyżowaniu ścieżki ze strumykiem. Teraz ciągniemy do asfaltów. Skracamy drogę przez pole cebuli. Zyskujemy jakieś 3km. Na końcu pola siatka druciana, szukamy przejścia, w ostateczności skakać trzeba będzie jak Wałęsa, tylko 4x i z rowerami. Zjazd z pola na asfalt znalazł się, pedalimy czym prędzej do bazy. W efekcie dojeżdżamy za widnego o 19.05, z 11-tym miejscem na liście wyników. Bardzo dobry wynik, choć kolega Wojtek P. w bazie śmiał się, że km żeśmy natłukli. Fakt on lepszy nawigacyjnie i nie szukając specjalnie skrótów zrobił 210km i zajął 2 miejsce.

Zapis 170km trasy:




  • DST 130.00km
  • Teren 70.00km
  • Czas 08:30
  • VAVG 15.29km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Sprzęt Magnum Destiny
  • Aktywność Jazda na rowerze

PRE-Harpagan V - Elbląg

Sobota, 10 września 2011 · dodano: 11.09.2011 | Komentarze 0

Trening Harpagana na Wysoczyźnie Elbląskiej. Spotkanie w Elblągu przy pizzerii ul.Brzozowa. Z rana lekki chłodek, ale zapowiada się słonecznie, bez opadów. Spotkało się około 37 osób. Kilku stałych bywalców z Pucharu Polski. M.in. Paweł B., Tomasz K. z żoną. Do Elbląga niedaleko, ale przysnęło mi się z rana, i trzeba było się szybko zbierać - efekt zmęczenia po piątkowej grze w piłkę nożną halową z kumplami, kwasy w nogach ledwo chodzić mogę. Dojeżdżam w końcu do Elbląga, ekipa cała już jest, za chwilę odprawa techniczna o 8.15. Parking przy pizzerii napchany, zjeżdżam obok na osiedle i rozwijam szybko sprzęt. Jestem na czas. Mapy już rozdane. Organizator objaśnia szczegóły. Szybko dostrzegam znajomych wśród słuchaczy Kamilę, Jarka, Zbyszka, Adama. Z dwoma ostatnimi postanawiamy ruszyć razem, tym bardziej, że mknęliśmy razem na Kaszubskiej Włóczędze.
Startujemy, wybierając wariant przeciwny z ruchem wskazówek zegara, rozpoczynając pętlę od dołu mapy. Ruszamy początkowo w około 10 osób, widać co niektórzy dość dobrze znali Elbląg. Do pk.2 docieramy dość szybko. Do pk.5 nienajgorzej przez Aniołowo, z piękną rzeźbą Anioła we wsi. Ten wariant okazał się trafny, bo niby krótsza droga była zawalona totalnie kleistym glutem. Odpuszczamy pk.7 kierujemy się na pk.8. Po drodze widzę Pawła B. z kumplem. Sugeruję śmigać kawałek za nimi, jadą w kierunku pk.7, droga pokrywa się na początku z kierunkiem na pk.8. Tak samo czynią 3 osoby z innej grupy. Paweł obmyślił skrót przez pole na dalszą ścieżkę, więc wszyscy łącznie z Kamilą myk przez pastucha z rowerami. Trzeba było się nieźle uwijać bo ścigały nas rozjuszone wściekłe krowy. Kupa śmiechu. Dalsza droga prowadzi w coraz gęsciejszy las, nikt przez pole nie chce wracać, ludzie buszują po lesie szukająć zarośniętych ścieżek pełnych błota, krzaczorów, pokrzyw po szyję i moczarów. Obieramy swój wariant obchodząc siatkę drucianą w lesie zchodząc coraz niżej w teren, przez gęstwiny. Paweł obrał inny wariant, jak się później okazało podobnież pokonywał z rowerem 2m siatkę!!! A my po jakimś 1km wychodzimy w końcu z pokrzyw i błocka, słysząc jakieś dźwięki piły mechanicznej, przy drodze z jumbami. Krótki popas korekcja orientacji z drwalem i dalej. Staciliśmy jakąś 1h - dużo. Docieramy w końcu do pk.8. Jest dość późno więc odpuszczamy pk.10 i 11 kierując się bardziej na "N" w stronę pk.12 (żwirownia). Stracony czas nadrabiać postanawiamy asfaltami. Wkrótce się okazuje, że najmłodszy z nas Adam odpada na asfaltach, Zbyszek zaś wytrzymuje moje spowolnione do 30km/h tępo. Kumple cisną na strasznie twardych wg mnie przełożeniach (nieergonomicznie) czując kwas w nogach. Pk.9 odpuszczamy. Trudno postanawiamy po kilku odejściach w tył Adama, zwolnić tępo aby utrzymać grupę w całości. Zbyszek się rozpędza, przejeżdzając zjazd do PK.6, fajnie mu się pędziło z górki po asfalcie, ale dzwonimy do niego coby go nawrócić. Koledzy przemęczeni, kierunki się im chrzanią, bo fajną drogę zobaczyli. Na szczęście ja odmierzam licznikiem km, jako jedyny z resztą, spoglądam na kompas, przecież ruszyliśmy na rozjeździe w innym kierunku, korygujemy kierunek, dalej dojeżdżamy już do 6. Po pk.6 na skrzyżowaniu miejscowość Pogrodzie, krótki postój. Kontaktujemy się z Jarkiem telefonicznie, a on z kumplami z tyłu za sklepem piknik sobie urządzili. Niestety Jarkowi kolanko poraz kolejny nawaliło, wracają ślimacząc się do bazy. My w planie mamy jeszcze PK.3, PK.1 po drodze do bazy. Czasu na oba jest aż zanadto, ale koledzy osłabieni. Jesteśmy w pobliżu PK.3 (jeziorko z miarką głębokości). Pzemęczeni koledzy chcą udowodnić, że jeziorko które widzimy na mapie po prawej stronie, to to samo co widzimy po drodze po lewej stronie drogi. Na dodatek spacerowicze mówią, że dalej nie mażadnego jeziorka. Nie ze mną te numery, pamiętam wieśniaków co nie pamiętają gdzie mieszkają, lepiej licz na siebie. Na mapie jezioro sporych rozmiarów, nie możliwe aby wyschło i pokazało się po drugiej stronie po 16-tu latach od daty aktualności mapy. No i pewnie, że było. Wracamy dalej z Kamilą którą też spotkaliśmy buszującą przy nie tym jeziorku. Razem jedziemy jeszcze na pk.1. Koledzy jakby trochę krzepy dostali jak zobaczyli jak Kamilka kręci korbą. Całkiem niezłe tępo trzymała i głupio im się zrobiło więc się zmotywowali. Dalej trochę pogoniliśmy na asfalcie, Kamila wkrótce za nami na krzyżówce w Elblągu. No i dziewczyna nas sprowadziła na ziemię, chcieliśmy w innym kierunku do bazy wracać, "ale guły" - fakt. Dzięki Kamila. Dojeżdżamy wszyscy do bazy, część się zmywa, reszta na pizzę i spagetti. Miła atmosfera, pogadanki. Tomasz z żoną stwierdzili jako leśnicy z zawodu, że teren zaniedbany i nienadający się na Harpa. Też porażkę zaliczyli, szukając ścieżek które były tylko na mapie i znajdując takie których na mapie nie było a były w rzeczywistości. Odpuścili sobie i na plażę do Tolkmicka udali. Co niektórzy (o ile dobrze kojarzę "Jankes") przeprawiali się wpław przez rzekę bo mostu już niestety nie było w terenie. Paweł jakiś zniesmaczony pod pizzerią, bardzo chciał soją Meridę z Rolhofem umyć przed powrotem.
Pożegnałem się z pozostałymi i powrót do domu.








  • DST 80.00km
  • Teren 3.00km
  • Czas 02:40
  • VAVG 30.00km/h
  • VMAX 40.00km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Sprzęt Magnum Destiny
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening szosowy rowerem górskim

Czwartek, 1 września 2011 · dodano: 02.09.2011 | Komentarze 0

Dziś sobie powyciskałem asfaltem dla odmiany po Żuławach z dziadkiem sąsiadem(65lat) 80km. Trasa : Pszczółĸi - Krzywe Koło - Leszkowy - Kiezmark - Świbno - Sobieszewo - Przejazdowo - Suchy Dąb - Pszczółki.
Wiedząc, że dziadek co dzień trenuje i lubi ostrą jazdę, zacząłem od 35km/h i nawet w miarę równo się jechało. Tępo powiem zajebiste - średnia 29km/h, a byłoby lepiej tylko jego rower nie opanowywał kilku km szutrów. Mówił, że jeszcze takiego wyniku nie miał - a powiem jechał nieźle, przy okazji zmiany sobie poćwiczyłem i siedzenie na kole. No i morze w Sobieszewie sobie obejrzałem. Powiem tak - do treningu jazdy wytrzymałościowej dobry teren, dodatkowe opory (wiatry), ale asfalty nudne na częste wyjazdy. Wolę urozmaicony leśny teren.


Kategoria Trening